W co grają Chiny w sprawie Ukrainy?

Bartosz Kowalski

25.02.2022

W trakcie wywołanego przez Rosję kryzysu wokół Ukrainy, Chiny nie tylko kilkakrotnie wsparły stanowisko władz rosyjskich i wyraziły sprzeciw wobec dalszego rozszerzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego na Wschód, ale przyznały również, że polityka w sprawie Ukrainy jest przez Pekin i Moskwę koordynowana. Również po inwazji wojsk rosyjskich retoryka Pekinu nie zmieniła się znacząco. Tym samym władze ChRL opowiedziały się wyraźnie przeciwko Zachodowi, co idzie w zgodzie z otwarcie deklarowaną zarówno w Pekinie, jak i Moskwie, wolą rewizji porządku światowego ustanowionego przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników.

Wspólny front czy rosnąca zależność Rosji od Chin?

Ten otwarcie deklarowany przez oba państwa cel znalazł wyraźne potwierdzenie we wspólnym komunikacie opublikowany po spotkaniu Władimira Putina i Xi Jinpinga 4. lutego w Pekinie. Istotnie, dokument nazwany przez szefa dyplomacji UE Josepa Borella „manifestem rewizjonistów”, jest spisem punktów wspólnych w relacjach rosyjsko-chińskich, których spoiwem jest sprzeciw wobec dominacji Zachodu: począwszy od normatywnej hegemonii (wykorzystywania instrumentarium liberalnego do osiągania celów geopolitycznych), którym Pekin i Moskwa próbują przeciwdziałać przedstawiając własne definicje demokracji, przez krytykowanie jednostronnych działań podejmowanych przez Stany Zjednoczone przeciwstawiane roli ONZ w rozwiązywaniu sporów międzynarodowych, aż po kwestionowanie sojuszy wojskowych pod egidą USA, które uważają za zagrożenie dla realizacji własnych interesów i bezpieczeństwa.

W toku eskalacji napięcia wokół Ukrainy i zaskakującej jedności Zachodu w tej sprawie, chińska dyplomacja wydawała się tonować swoje poparcie dla działań Rosji. Przynajmniej w opinii wielu zachodnich obserwatorów. W wystąpieniu na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa 19 lutego, zwracając się do głównie zachodniego audytorium, Wang Yi oświadczył jednak po raz kolejny, że NATO jest reliktem zimnej wojny, a  dalsze rozszerzenie Sojuszu na Wschód nie będzie służyło utrzymaniu pokoju i stabilności w Europie, co „europejscy przyjaciele” powinni poważnie przemyśleć. Jednocześnie szef chińskiej dyplomacji podkreślił, że „suwerenność, niepodległość i integralność terytorialna każdego z państw powinna być szanowana, a Ukraina nie jest w tym względzie wyjątkiem”. W tym miejscu można postawić pytanie czy szef chińskiej dyplomacji miał tu na myśli roszczenia Kremla czy poszanowanie suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy? Stanowisko chińskiego dyplomaty jest w tym względzie niejednoznaczne, choć biorąc pod uwagę zbudowane na podobnych analogiach historycznych roszczenia ChRL w sprawie Tajwanu, stwierdzenie to można interpretować na niekorzyść Ukrainy. Z drugiej strony komunikacie pekińskim, w którym Rosja jednoznacznie poparła koncepcję jednych Chin, ani razu nie pada słowo Ukraina.

Ponadto – zwracając się do monachijskiego audytorium – Wang Yi stwierdził wprost, że jedynym rozwiązaniem „problemu ukraińskiego” jest powrót do rozmów w formacie mińskim. Wygłosiwszy następnie krytykę skierowaną wobec państw, które „sieją panikę” i „wyolbrzymiają zagrożenie wojną” (a więc wobec USA), Wang Yi co prawda zaznaczył, że w odniesieniu do bezpieczeństwa w Europie wszystkie strony mogą podnosić swoje obawy, ale opowiedział się jednocześnie za poszanowaniem i poważnym traktowaniem „uzasadnionych obaw Rosji w zakresie bezpieczeństwa”. Te zaś dotyczą bezpośrednio roszczeń w sprawie Ukrainy i dalszego rozszerzenia NATO, co w świetle retoryki chińskiej dyplomacji w ostatnich tygodniach trudno jest intepretować inaczej niż faktyczne wsparcie dla stanowiska Kremla. Sprawa rosyjskich żądań ws. gwarancji bezpieczeństwa jest jednak, jeszcze bardziej skomplikowana, bowiem Kreml żąda w istocie również odwrócenia procesu rozszerzenia NATO na wschód, tj. do sytuacji z roku 1997.

Propozycje rosyjskie są dla władz w Kijowie nie do zaakceptowania, uważają bowiem realizację porozumień mińskich na warunkach Rosji za zagrożenie dla suwerenności Ukrainy. Wściekłość Rosji wywołał również fakt, że Francja i Niemcy torpedowały plany Rosji, która nakładała na Kijów obowiązek podjęcia bezpośrednich rozmów z władzami nieuznawanych republik: ługańskiej i donieckiej, sankcjonującej de iure rozbiór Ukrainy.

Zaledwie dwa dni po wystąpieniu w Monachium (21 lutego), Rosja ogłosiła, że uzna niepodległość dwóch samozwańczych republik ludowych na terenie Donbasu, otwierając drogę do eskalacji kryzysu. Warto odnotować, że decyzja Putina została ogłoszona nazajutrz po ceremonii zamknięcie igrzysk olimpijskich w Pekinie. Wskazuje to, że zgodnie z wcześniejszymi przeciekami – którym zarówno Rosja, jak i Chiny zaprzeczały – opóźnienie działań Putina było podyktowane prośbą Xi o niezakłócanie przebiegu olimpiady, ergo Chiny mają istotny wpływ na politykę Rosji. Fakt ten w połączeniu z innymi informacjami dotyczącymi spodziewanego ataku na Ukrainę, dowodzą również doskonałego rozpoznania przez wywiad amerykańskich planów rosyjskich.

W kolejnych dniach Chiny dały kilkakrotnie wyraz poparcia dla stanowiska rosyjskiego, co może okazać się dla nich politycznie kosztowne. Po pierwsze, decyzja Putina stanowi naruszenie prawa międzynarodowego i integralności terytorialnej Ukrainy, które w kolejnych dniach przekształciło się w atak na Ukrainę i działania wojenne wykraczające poza granice Donbasu. Po drugie, w praktyce oznacza to również koniec porozumień mińskich, do których wznowienia Pekin nawoływał w ostatnich tygodniach. Tym samym Pekin próbując jednocześnie poprzeć swojego partnera i przyjąć rolę „siewcy pokoju i rozwagi” zdyskredytował swoje działania w tym obszarze. Można zaryzykować tezę, że działania wojenne na całym terytorium Ukrainy zaskoczyły Pekin – Kreml postawił Chiny przed faktem dokonanym, chyba, że taki był właśnie plan Pekin: utwierdzić Rosję w słuszności jej stanowiska i prawa do „obrony uzasadnionych interesów”.

Zanim doszło do ataku na Ukrainę, na konferencji prasowej 22 lutego rzecznik chińskiego MSZ Wang Wenbin zapytany o poparcie Chin dla „nowych” republik w Donbasie, odwołał się do „skomplikowanej sytuacji historycznej i praktycznych czynników wpływających na problem Ukrainy”. Co więcej, indagowany przez amerykańskiego dziennikarza czy odmawianie niepodległości Ukrainy przez Rosję można porównać ze stanowiskiem Pekinu wobec Tajwanu, rzecznik odpowiedział, że Tajwan jest nieodłączną częścią Chin, co – jego zdaniem – jest niezaprzeczalnym faktem historycznym i prawnym. W sukurs tej wymijającej – ze zrozumiałych względów – odpowiedzi przyszedł partyjno-rządowy dziennik „Global Times”, który krytykując zachodnie sankcje wobec Rosji, określił Tajwan mianem „chińskiego Donbasu”.

W tym samym dniu Wang Yi rozmawiał z amerykańskim sekretarzem stanu Anthonym Blinkenem: oprócz Ukrainy poruszono również kwestię sytuacji na Półwyspie Koreańskim. Według informacji chińskiego MSZ, minister Wang stwierdził, że stanowisko ChRL w kwestii Ukrainy jest konsekwentne, przypominając, że „uzasadnione obawy w zakresie bezpieczeństwa każdego z państw powinny być respektowane”. Natomiast wypowiedziane wcześniej w Monachium słowa o poszanowaniu nienaruszalności i integralności granic ponownie nie padły. Stanowisko Pekinu pozostało więc zasadniczo niezmienne, nastąpiła tylko drobna korekta dyplomatycznej retoryki. Co więcej, winą za eskalację kryzysu szef chińskiej dyplomacji obarczył brak implementacji porozumień mińskich, co można również interpretować jako wsparcie dla działań Rosji. Z drugiej strony, Wang oświadczył swojemu rozmówcy, że Chiny są rzecznikiem zachowania powściągliwości przez zaangażowane strony i będą pracowały nad rozwiązaniem kryzysu na drodze dialogu i negocjacji. Z kolei w odniesieniu do Korei Północnej, która jest również przedmiotem koordynacji polityk pomiędzy Chinami i Rosją, Wang Yi powiedział, że rozwiązanie problemu nuklearnego leży pomiędzy USA i KRL-D, a Stany Zjednoczone powinny szanować uzasadnione obawy drugiej strony. Szef chińskiego MSZ przedstawił się jako rzecznik dialogu pomiędzy Waszyngtonem i Pjongjangiem, który Chiny będą konstruktywnie wspierać. W ten sposób chińska dyplomacja pozycjonuje się – kosztem Rosji – jako partner do rozmów na temat bezpieczeństwa regionalnego w Europie i Azji Wschodniej z Waszyngtonem.

Ponadto, na dzień przed wybuchem działań zbrojnych, rzeczniczka MSZ Hua Chunying wyraziła sprzeciw wobec zachodnich sankcji (ang. wersja tutaj) na Rosję, które jej zdaniem są nielegalne i nie przynoszą skutku. Wskazała ponadto, że „Stany Zjednoczone w rozwiązywaniu problemu Ukrainy i relacjach z Rosją nie powinny naruszać uzasadnionych praw i interesów Chin i pozostałych stron”. Choć takie sformułowanie wskazuje na przekonanie władz ChRL, że dalsza eskalacja kryzysu może postawić je w trudnej sytuacji, to podtrzymały poparci dla stanowiska Rosji. Co więcej, dyplomacja chińska za kryzys obarczyła całkowicie Stany Zjednoczone, które de facto miały postawić Rosję w sytuacji bez wyjścia.

***

Wraz z rozpoczętą 24 lutego inwazją rosyjską na Ukrainę, która będzie skutkować zachodnimi sankcjami i pogłębieniem się międzynarodowej izolacji Rosji, Moskwa zostanie jeszcze mocniej wciągnięta w orbitę gospodarczych i politycznych wpływów Pekinu. Kreml powinien pamiętać lekcję z 2014 roku, kiedy Rosja została odcięta od źródeł kredytowania z Zachodu i została zmuszona zwrócić się o pomoc do Chin, które pospieszyły ze swoimi drapieżnymi kredytami. Skutki pomocy finansowej ze strony „starszego brata” wciąż nie są znane, ale wskazówką w tym względzie mogą być doświadczenia państw globalnego Południa w tym zakresie.

Chiny będą również korzystać z faktu, że Stany Zjednoczone zostały zmuszone do zaangażowania zasobów strategicznych w Europie Środkowo-Wschodniej, kosztem alokacji sił i środków na priorytetowym dla Waszyngtonu obszarze Azji i Pacyfiku. Jednocześnie, dzięki żonglowaniu zapewnieniami o przywiązaniu do zasady rozwiązywaniu sporów na drodze dyplomatycznej, Chiny będą odgrywały rolę tego bardziej umiarkowanego i skłonnego do dialogu członka autorytarnego tandemu (dobrego policjanta), który może być partnerem do rozmów Zachodem.

Wobec powyższego można zaryzykować tezę, że Chiny instrumentalnie udzielają Rosji poparcia politycznego, a wręcz prowokują partnera do agresywnych działań, ponieważ w dłuższej perspektywie będzie to pogłębiało uzależnienie Moskwy od Pekinu. Niemniej na forum ONZ Chiny prawdopodobnie uciekną od wzięcia odpowiedzialności i zachowają życzliwą neutralność wobec rewizjonistycznych działań Rosji.

Zyski dyplomacji Pekinu są oczywiste, ale straty są również nieuniknione. Należy do nich zaliczyć rosnące przeświadczenie społeczności międzynarodowej o sprzężeniu działań rosyjsko-chińskich, a w konsekwencji wzrost wrogiego nastawienia wobec Chin, zarówno wśród ich azjatyckich sąsiadów, jak i partnerów w Europie. Nastroje te będą wykorzystywać Stany Zjednoczone, aby ekstrapolować działania rosyjskie w Europie Wschodniej na widmo chińskiego rewizjonizmu w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Zdecydowane odejście od „zasady nieingerencji w sprawy wewnętrzne innych państw”, zaskarbi Chinom piętno sekundanta rewizjonistycznych działań Rosji. I choć w przeszłości Pekin wielokrotnie dowodził, że zasada ta nie dotyczy jego własnych działań, to w przypadku Ukrainy, władze ChRL faktycznie wsparły w jej łamaniu państwo trzecie. To wyraźne odejście od wcześniej linii politycznej w sprawie Ukrainy po 2014 roku i nieuznawanie aneksji Krymu.

Partnerstwo z Kremlem postawiło zatem Chiny w sytuacji, której dotąd próbowały uniknąć: zmusiło do zajęcia stanowiska w cudzym konflikcie. Co prawda Chiny nie udzielają Rosji poparcia wprost i nie w zakresie konkretnych działań. Jednak obficie reprodukują rosyjską narrację uzasadniającą inwazję na Ukrainę. Takie zachowanie jest śledzone nie tylko przez Zachód, który pokazał – przynajmniej czasową – jedność w kwestii Ukrainy. Rosyjskiej agresja z uwagą przyglądają się również  państwa rozwijające się, które jako szczególnie wyczulone na kwestie suwerenności i integralności terytorialnej oraz „nieingerencji w sprawy wewnętrzne” stanowią zaplecze polityczne Chin w organizacjach międzynarodowych. Płomienna przemowa ambasadora Kenii przy ONZ nie pozostawia wątpliwości, że w kryzysie ukraińskim, Chiny stanęły po złej stronie historii, udzielając politycznego poparcia dla napędzanego historycznymi mirażami rosyjskiego rewizjonizmu, stanowiącego w istocie świadectwo bankructwa rosyjskiej dyplomacji i intelektualnej impotencji rosyjskich elit strategicznych,  niezdolnych do zaproponowania byłym republikom radzieckim, jakiejkolwiek cywilizowanej formy współpracy.

W ciągu ośmiu lat od rosyjskiej aneksji Krymu – której Chiny nie uznały – doszło do fundamentalnej zmiany w polityce międzynarodowej: Stany Zjednoczone rozpoczęły proces powstrzymywania Chin, coraz skuteczniej mobilizując w tym przedsięwzięciu swoich europejskich i azjatyckich sojuszników. Z drugiej strony, po XIX Zjeździe KPCh w 2017 roku Chiny otwarcie zakomunikowały wolę detronizacji USA, jako jedynego supermocarstwa, władnego dominować w polityce globalnej. Rosja pełni w tym zakresie rolę chińskiego klienta, promując chińską wizję porządku międzynarodowego, wspierając Chiny na arenie międzynarodowej, zabezpieczając część ich potrzeb energetycznych, czy w końcu demonstrując solidarność w obszarze zabezpieczania żywotnych interesów Pekinu. W zamian Moskwa wykorzystuje chiński parasol polityczny i gospodarczy do własnych celów, które jak widać na przykładzie rosyjskiego ataku na Ukrainę, nie muszą być spójne z planami Pekinu. Chiny zostały więc zmuszone do balansowania pomiędzy partnerstwem z Rosją (jednym z niewielu państw, które Chiny mogą zaliczyć do wąskiego grona przyjaciół), kosztami ekonomicznymi zachodnich sankcji na Rosję i stratami wizerunkowymi poniesionymi w wyniku odejścia od zasady nieingerencji.