Trzy lekcje: Chiny i kryzys Rosja-Ukraina

Dominik Mierzejewski

18.02.2022

Analizując ostatnie konferencje prasowe chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych odnosi się wrażenie, że główny problem, w konflikcie między Moskwą a Zachodem, leży po stronie Zachodu a ściślej rzecz ujmując, po stronie Stanów Zjednoczonych. W kilku ostatnich wypowiedziach Wang Wenbin i Zhao Lijian krytykowali Zachód za „sianie dezinformacji w Internecie”, de facto podsycanie do konfliktu i kroczenie w kierunku „zimnej wojny”. Retorycznie, zarówno Moskwa i Pekin, grają na tych samych fortepianach: minister Ławrow też uznał, że oświadczenia państw zachodnich o możliwej inwazji rosyjskiej na Ukrainę to „propaganda, fake newsy i wymysły”. Ale patrząc realnie należy postawić pytanie: czego dowiedziała się strona chińska w dobie narastającej agresji rosyjskiej na Ukrainę i reakcji Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników?

Lekcja 1: Zachód murem za Ukrainą (jak dotąd)   

Jak wskazał Lloyd Austin – sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych w Warszawie: Putin uzyskał efekt odwrotny do zamierzonego – zamiast rozbijać Zachód i rozgrywać na zasadzie „dziel i rządź”, jak na razie, Zachód się zjednoczył. Wschodnia flanka NATO jest coraz bardziej szczelna i wzmocniona przez elitarne jednostki amerykańskie a pogłoski o upadku Zachodu są przedwczesne. Tym samym, pośrednio, Amerykanie uświadomili elitom chińskim jak mogą jednoczyć sojuszników i wybijać argumenty stronie przeciwnej. Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację w relacjach z Państwem Środka. Przy zakładanym „odbiciu” Tajwanu przez siły Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, Sekretarz Stanu Antony Blinken na forum Rady Bezpieczeństwa powiedziałby dokładnie to samo, co mówił o działaniach Rosji (17 stycznia 2022 r.): Chiny, przygotowują atak tego i tego dnia, prowadzą szerokie działania dezinformacyjne i do tego mają aspiracje imperialne. Oczywiście, nie przesądza to o fakcie czy „wejdą czy nie wejdą”, ale z punktu widzenia praktyki dyplomatycznej daje to czas na mobilizację sojuszników i zyskanie niezbędnego czasu do przegrupowania we własnych szykach. Ponadto dyskredytuje się przeciwnika na forum organizacji międzynarodowej. Dodajmy, że taka narracja może trafić na podatny grunt w Azji. Sceptycznie nastawionych do Chin podmiotów, zwłaszcza społeczeństw, w Azji Południowo-wschodniej nie brakuje. W tym aspekcie papierkiem lakmusowym będą stosunki między Filipinami, Chinami a Stanami Zjednoczonymi. Próba grania na dwa fronty z Pekinem i Waszyngtonem powoli nie zdaje egzaminu a Manila coraz częściej spogląda w kierunku amerykańskiej administracji.  Innym potencjalnym partnerem jest Wietnam. Historyczne kody i zaszłości z Państwem Środka stanowią dużą większy balast niż nawet te z czasów wojny wietnamskiej.

Lekcja 2: zasada nieingerencji i potęga narracji  

Od powstania w 1949 r. Chińska Republika Ludowa foruje zasadom nieingerencji w wewnętrzne sprawy innych państw. I mimo, że często, jak to z deklaracjami bywa, pozostają one na papierze, to jednak partner z tandemu, Rosja, już tych zasad nie wyznaje. A przecież Zhou Enlai wprowadził te zasady z obawy przed stalinowską ingerencją w chiński model rozwoju, na początku lat 50. XX wieku. Jednak teraz sytuacja wygląda inaczej. Trudno, żeby kierownictwo chińskie tłumaczyło się z działań Moskwy i brało odpowiedzialność za czyny „młodszego brata”, nie mniej jednak z czasem, istnieje ryzyko, że w narracji Zachodu, Pekin może być okrzyknięty jako państwo rewizjonistyczne, współpracujące z globalnym „trouble makerem”. Taki przekaz może być szczególnie nasilony wśród amerykańskich sojuszników w Azji Południowo-wschodniej. Władze w Państwie Środka doskonale zdają sobie sprawę z potęgi narracji (hua yuquan) i jeżeli doszłoby do konfrontacji alternatywnych wersji rzeczywistości (a już dochodzi), promowane przez Chiny zasady nieingerencji mogą nie wytrzymać próby czasu. Z uwagi na konieczność utrzymania oficjalnej interpretacji wydarzeń na Ukrainie i bliskie stosunki między Xi Jinpingiem a Putinem Chiny nie potępiają Rosji. Do tego wezwał Chińską Republikę Ludową m.in. premier Australii Scott Morrison. Zdaniem rzecznika prasowego chińskiego MSZ stosunki z Rosją są oparte na zasadach takich jak „win-win”, wzajemny szacunek i zrozumienie. Ponadto nie są one wymierzone w państwa trzecie i co priorytetowe, są silnie scentralizowane i zależne od ustaleń na najwyższym szczeblu. Konieczność kreowania własnego obrazu jako państwa nieingerującego nie pozwala Pekinowi w dość otwarty sposób oceniać działań rosyjskich. Mimo to w Pekinie zdają sobie sprawę z imperialistycznej przeszłości Moskwy, w tym z XIX wiecznych działań w Państwie Środka. Na dłuższą metę może to kreować analogiczny do rosyjskiego obraz Pekinu, stawiając go na równi z imperialnymi aspiracjami Moskwy.

Lekcja 3: dyplomatyczna ofensywa Japonii  

Działania rosyjskie dały impuls do włączenia się w dyskusję międzynarodową rządowi w Tokio. Wykorzystując zaangażowanie Rosji na Ukrainie premier Japonii Fumio Kishida w wystąpieniu siódmego lutego br. uznał, że Japonia „stara się prowadzić stałe konsultacje z Rosją w celu rozwiązania kwestii terytorialnej”. Konflikt rosyjski na Ukrainie niejako uruchomił dyplomację japońską i to, co może być odebrane w Pekinie jako „próba rewizji granic”, staje się faktem. Reakcja chińskiego MSZ była szybka. Zhao Lijian skomentował, że sprawa południowych Wysp Kurylskich jest sprawą bilateralną między Rosją a Japonią a strona chińska uznaje, że „wyniki zwycięstwa wojny antyfaszystowskiej powinny być szczerze szanowane i podtrzymywane”. Zatem w tym kontekście, przynajmniej retorycznie, Rosja może liczyć na poparcie Pekinu a Japonia będzie przestawiana jako byłe „mocarstwo faszystowskie”. Do tego dochodzi twarde stanowisko władz w Tokio opowiadające się za surowymi sankcjami na Moskwę, co może w przyszłości być promowane w konfrontacji z Chinami. Narzędziami jakimi dysponuje G7 (w dalszym ciągu) nie dysponują ani BRICS ani G20. Ponadto otwarcie kwestii terytorialnych przez Tokio będzie nieuchronnie prowadzić do zwiększenia asertywności Japonii w Azji Wschodniej a tym samym będzie istniała konieczność angażowania chińskich zasobów, zarówno dyplomatycznych, jak i wojskowych w celu równoważnia japońskich wpływów. Ograniczy to pole manewru w innych, strategicznych dla Chin, obszarach.

***

Pekin stoi z boku konfliktu i z pewnością może wykorzystać zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Europie we własnej azjatyckiej polityce. Jednak ściślejsze stosunki z Rosją będą stawiały Chiny w roli „starszego brata” a Rosję, w roli petenta, a to w sposób taktyczny będzie wykorzystywane przez Stany Zjednoczone do podkreślania chińskich imperialnych intencji w polityce międzynarodowej. Innymi słowy, być może w sposób niezamierzony działania ChRL będą utożsamiane z polityką rosyjską. W latach „zimnej wojny” chińska narracja zdominowana była przez lansowanie imperialistycznego tandemu Stany Zjednoczone-Związek Radziecki, teraz Amerykanie stworzą taki sam obraz tylko Chińskiej Republiki Ludowej i Federacji Rosyjskiej. Amerykańska soft-power służyć będzie budowie koalicji czy mobilizowaniu sojuszników – tego asa w rękawie brakuje Pekinowi.