Grzegorz Stec
O co zatem idzie ta gra? Zwiększona szybkość przesyłu danych związana z technologią 5G umożliwi szerszą implementację rozwiązań opartych o sztuczną inteligencję oraz system chmur danych, tym samym otwierając erę internetu rzeczy. Nowe możliwości pozytywnie wpłyną na światową gospodarkę. Według raportów Qualcomm oraz Accenture technologia 5G może wygenerować nawet 3 biliony dolarów zysku w skali globalnej. Sama budowa nowej infrastruktury w Stanach Zjednoczonych ma kosztować około 275 miliardów dolarów i stworzyć według szacunków od 350 tysięcy do nawet 850 tysięcy miejsc pracy – jeśli wziąć pod uwagę pośrednio zaangażowanych usługodawców.
Ogłaszając swoje rozporządzenie, prezydent Trump podkreślał jednak kwestię bezpieczeństwa narodowego oraz potencjalnego zagrożenia, jakie może wiązać się z zastosowaniem technologii telekomunikacyjnej chińskiego koncernu zależnego od Komunistycznej Partii Chin.
Wpisanie Huawei na “entity list” oznacza, że koncern traci dostęp do technologii oraz towarów – w tym podzespołów – tworzonych przez amerykańskie firmy, chyba że uzyska specjalne zezwolenie od rządu USA. W efekcie współpracę z Huawei zawiesiły między innymi takie firmy jak ARM, Intel, Qualcomm, Xilinx, Broadcom czy Google, a zagraniczni partnerzy chińskiego koncernu musieli potwierdzić, że sprzedawane przez nich Huawei’owi produkty nie zawierają amerykańskiego sprzętu.
Ostatecznie rząd USA zdecydował się przyznać firmom 90 dni na poczynienie odpowiednich przygotowań, ale może to również sugerować, że Trump będzie usiłował wykorzystać sprawę Huawei w negocjacjach handlowych, w sposób podobny jak miało to miejsce w 2018 roku w przypadku ZTE.
Ta sytuacja przekłada się na trzy istotne kwestie. Po pierwsze, odpowiedź Huawei na amerykańskie restrykcje może pogłębić rozdźwięk pomiędzy chińskim i zachodnim ekosystemem internetowym. Ograniczenie dostępu do amerykańskiego hardware’u raczej nie zablokuje Huawei w sposób podobny do sytuacji ZTE sprzed roku. Spośród 70 miliardów dolarów przeznaczanych przez Huawei na zakup części do ich produktów, tylko 11 miliardów przeznaczane jest na rynek amerykański. Huawei twierdzi, że firma przygotowała 12 miesięczny zapas zasobów pochodzących z rynku amerykańskiego i gotowa jest znaleźć w tym czasie inne rozwiązania. Możemy spodziewać się, że Chiny staną się tym bardziej zmotywowane do rozwoju krajowej produkcji podzespołów. Ciekawszą i prawdopodobnie mającą większe implikacje jest kwestia software’u. W ramach zawieszenia współpracy, Google zablokował nowym telefonom produkowanym przez Huawei dostęp do systemu operacyjnego Android oraz korzystania z Google Play (sklepu z aplikacjami Google). W odpowiedzi Huawei ogłosił, że będzie instalował na swoich produktach własny system operacyjny pod nazwą “Hongmeng – czerwony sen” (红梦), który miałby stanowić alternatywę dla Androida i iOS. Eksperci są jednak sceptyczni co do zdolności Huawei do stworzenia w krótkim czasie systemu, który będzie atrakcyjny dla użytkowników. Do tego sama nazwa systemu operacyjnego Huawei może budzić kontrowersje.
Sama firma ogłosiła, że nowy system zostanie wypuszczony na rynek pod koniec bieżącego lub z początkiem przyszłego roku. Jeśli Hongmeng osiągnąłby sukces, zwłaszcza jeśli jego wdrażanie zostałoby wsparte przez chiński rząd w ramach narastającego konfliktu technologicznego z USA, to konsekwencje mogą być daleko posunięte.
O ile Huawei nie sprzedaje swoich telefonów do USA, o tyle są one dostępne na rynku europejskim. Brak dostępu do usług Google i aplikacji na system Android prawdopodobnie wyprze smartfony Huawei z tego rynku. Bardziej dalekosiężne skutki ta sytuacja może mieć na rynek afrykański, gdzie chińskie firmy są największymi dostawcami smartfonów. Umiejętne wprowadzenie systemu Hongmeng w Afryce może utrudnić działalność na tym rynku zachodnim firmom i zwiększyć chińskie wpływy na tym kontynencie.
Tym samym możemy stać się świadkami „nowego Tordesillas” jednak tym razem w roli głównej wystąpią nie Hiszpanie i Portugalczycy lecz Amerykanie i Chińczycy, a przedmiotem sporu zamiast dostęp do cennych kruszców, będzie walka o klienta usług cyfrowych oraz o dostęp do generowanych przez niego danych.
Po drugie, sprawa Huawei może przekształcić wojnę handlową pomiędzy USA i ChRL w otwartą wojnę technologiczną, zwłaszcza że nie wydaje się ona jedynie kwestią amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego zagrożonego przez konkretną firmę.
Prezydent Trump 23 maja br. jasno zakomunikował, że blokada Huawei może stanowić temat negocjacji handlowych pomiędzy dwoma rządami, co tworzy pewien problem. Jeśli sprawa Huawei to kwestia bezpieczeństwa narodowego, to z definicji nie może podlegać negocjacji z obcym rządem. Zdaje się więc, że w rzeczywistości Trump stara się wykorzystać sprawę Huawei jako negocjacyjną dźwignię lub po prostu wyrządzić jak największą szkodę konkurentowi w walce o implementację technologii 5G.
Początkowo w ramach dyplomatycznej odpowiedzi 20 maja Prezydent Xi Jinping odwiedził kopalnię ziem rzadkich w Ganzhou w prowincji Jiangxi dając tym samym do zrozumienia, że gotów jest skorzystać z zależności USA od importu wydobywanego w Chinach surowca. Jest on niezbędny do produkcji zaawansowanych technologicznie urządzeń elektronicznych – w tym wojskowych – a 80% wykorzystywanych w Stanach Zjednoczonych zasobów pochodzi właśnie z Chin.
Artykuł z „Dziennika Ludowego” z 29 maja rozwiał wszelkie wątpliwości jasno nazywając metale ziem rzadkich potencjalną bronią do wykorzystania w sporze z USA. W artykule wykorzystane zostało również hasło “Nie mówcie, że nie ostrzegaliśmy!” (wuweiyanzhibuyu 勿谓言之不预), z której gazeta partyjna korzystała jedynie w wypadku najbardziej napiętych konfliktów międzypaństwowych – w 2017 roku w ramach sporu granicznego z Indiami oraz w 1978 roku przed inwazją na Wietnam.
Po trzecie, pozostaje niewiadomą w jaki sposób na zaistniałą sytuację zareaguje Unia Europejska, ale zapewne ta odpowiedź zmieni układ relacji w trójkącie Chiny-UE-USA. Według opinii zasłyszanych w Brukseli obie strony – chińska i amerykańska – przedstawiają sprawę Huawei – ku frustracji UE – jako papierek lakmusowy europejskich sentymentów i uznają zasadę “z nami lub przeciw nam”.