Prasa niemiecka z dużym zainteresowaniem opisywała szczyt i podjęte na nim ustalenia, w większości nie szczędząc dość krytycznych słów pod adresem zarówno Chin, jak i samej Unii Europejskiej. Podkreślano, że UE jest największym partnerem handlowym Chin od 15 lat, ChRL jest drugim co do wielkości partnerem handlowym UE, a obie strony czerpią korzyści z wzajemnej, rozbudowanej współpracy. Wskazywano ponadto, że Unia i Chiny wyrażają poparcie dla multilateralizmu i handlu opartego na prawie, potwierdzają chęć zreformowania Światowej Organizacji Handlu i zamierzają pracować wspólnie nad kwestią subsydiów dla przemysłu. Uwypuklano także, że Bruksela i Pekin zobowiązały się budować stosunki gospodarcze na otwartości i uczciwej konkurencji poprzez szerszy, łatwiejszy i niedyskryminacyjny dostępu do rynku. Z drugiej jednak strony komentatorzy byli zgodni, że siedmiostronicowe porozumienie podpisane na zakończenie szczytu to wyłącznie element politycznego dyskursu, który zawiera same ogólniki i w żaden sposób nie wpłynie na zmianę obecnego stanu tych relacji. A kwestia wdrożenia ustaleń w życie to na razie pieśń przyszłości.
U podstaw niemieckiej krytyki leży przede wszystkim kwestia wzajemności. Berlin chce uczciwego i wolnego handlu z Chinami na tych samych warunkach dla obu stron. W praktyce widać postęp w tej dziedzinie, jednak następuje on bardzo powoli i głównie dzięki wypracowywaniu bilateralnych porozumień między państwami. Tymczasem strona niemiecka chciałaby ustalić wspólną unijno-chińską strategię, w ramach której każde państwo członkowskie Wspólnoty miałoby równe szanse w relacjach gospodarczych z Państwem Środka. Niemiecki rząd stoi na stanowisku, że wyłącznie zjednoczona Europa jest w stanie odpowiedzieć na wyzwanie gospodarcze rzucone przez Chiny w ostatnich latach, a państwa członkowskie w pojedynkę mogą być traktowane przez Pekin wyłącznie instrumentalnie, do realizacji partykularnych interesów ChRL. Wiele jest w tej sprawie do zrobienia, w szczególności w kwestii dostępu do rynku, współpracy technologicznej czy bezpieczeństwa cybernetycznego, a zatem konieczne jest wypracowanie konsensusu przez wszystkich członków UE.
Także niemieccy komentatorzy są zgodni, że Chiny działają często wbrew interesom Unii Europejskiej, czego symbolem stają się ukierunkowane umowy dwustronne – jak ostatnio z Włochami w ramach inicjatywy Pasa i Szlaku, które zostały bardzo podejrzliwie przyjęte nad Szprewą. Minister spraw zagranicznych Heiko Maas komentował krótko po podpisaniu porozumienia między przewodniczącym Xi Jinpingiem a premierem Giuseppe Conte, że ważne jest aby UE zjednoczyła się, ponieważ „tylko wtedy będzie można reprezentować wspólne wartości i interesy w kontaktach z Chinami” i że żadne z państw nie powinno grać osobno.
Z dużym zainteresowaniem obserwowano także szczyt 16+1 w Dubrowniku, który odbył się 12 kwietnia. Strona niemiecka od początku istnienia tej inicjatywy jest bardzo krytyczna. Wielokrotnie najważniejsi politycy komentowali jej destrukcyjny wpływ na jedność Unii Europejskiej i wskazywali, że format 16+1 jest narzędziem polityki zagranicznej Chin ukierunkowanym na stworzenie sobie Europy podległej. Były minister spraw zagranicznych Sigmar Gabriel używał zaś wprost określenia, że poprzez ten format Pekin stosuje taktykę divide et impera względem Wspólnoty. Nie dziwi więc, że dołączenie Grecji do grona partnerów ChRL z Europy Środkowej i Wschodniej traktowane jest w RFN jako symbol zwiększającej się zależności regionu od relacji z Chinami.
Grecja to w Niemczech temat wrażliwy, głównie od czasu wybuchu kryzysu ekonomicznego i finansowego w 2010 roku, w którego rozwiązanie strona niemiecka bardzo się zaangażowała trzykrotnie ratując to państwo przed bankructwem, ale jednocześnie narzucając bolesny program oszczędnościowy i reformy strukturalne. Wprawdzie była to wspólna strategia Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej, niemniej to Berlin wywierał największy nacisk na zastosowanie konkretnych środków pomocowych, a sama kanclerz Merkel (często przedstawiania jako Frau Germania w nazistowskim mundurze) jest tam do dzisiaj postrzegana jako persona non grata.
Z tym większym niepokojem Niemcy obserwują postępujące zbliżanie się Aten i Pekinu – od 2009 roku Chińczycy zainwestowali ponad 5 miliardów euro w Grecji i w najbliższym czasie inwestycje te będą się zwiększać. Strona grecka w międzynarodowym środowisku już jest postrzegana jako sprzyjająca interesom Chin i działająca wbrew wspólnemu stanowisku UE (jak latem 2016 r., gdy Grecja, Węgry i Chorwacja postawiły się przeciwko wspólnemu stanowisku UE wzywającemu rząd chiński do przestrzegania decyzji Stałego Trybunału w sprawie chińskich roszczeń terytorialnych na Morzu Południowochińskim; rok później sprzeciwiła się stworzeniu europejskiego systemu kontroli inwestycji w UE, kluczowego dla Niemiec, a także powstrzymała wspólną opinię UE w sprawie łamania praw człowieka w Chinach). Następnym przyczółkiem dla strony chińskiej może stać się także Chorwacja, gdzie zorganizowano ostatni szczyt państw regionu z Chinami. Wprawdzie chińskie inwestycje wynoszą tam obecnie zaledwie 0,7 miliarda euro, jednak w chorwackich mediach podczas spotkania panowała wielka euforia.