Bez wątpienia wizyta sekretarz stanu na Filipinach jest reakcją na wzrost niepokoju wśród azjatyckich sojuszników USA i wyraźną kontestacją amerykańskich zobowiązań traktatowych odnoszących się do obrony w przypadku zagrożenia lub agresji ze strony państw trzecich. Ma to najprawdopodobniej związek z polityką America First Donalda Trumpa, który zapowiedział między innymi, iż będzie oczekiwał większego zaangażowania od swoich sojuszników w podnoszeniu swoich zdolności militarnych, a co z tym idzie większego udziału w kosztach z tym związanych. Co prawda aspekt ten dotyczy w największym stopniu Japonii i Korei Południowej, ale niewątpliwie zmusiło to pozostałe państwa azjatyckie do refleksji na temat przyszłości współpracy z USA oraz do jakiego stopnia będą mogły liczyć na wsparcie w przypadku zagrożenia.
W przypadku Filipin największe wątpliwości budzą artykuły IV oraz V traktatu o wzajemnej obronie, a w szczególności, czy będą one miały zastosowanie w przypadku Morza Południowochińskiego? Co prawda zapewnienie w tej sprawie zostało złożone w 1998 roku podczas prezydentury Billa Clintona, przez ówczesnego sekretarza obrony – Williama Cohena, ale administracja Baracka Obamy nie złożyła podobnej deklaracji w stosunku do Filipin. Było to tym bardziej niepokojące zważywszy na fakt, iż Barack Obama podczas swojej wizyty w Japonii w 2014 roku jednoznacznie stwierdził, że obszar wysp Senkaku na Morzu Wschodniochińskim jest objęty traktatem obronnym między Tokio i Waszyngtonem. Można to rozpatrywać w kategoriach bezpowrotnie utraconej okazji do utrwalenia związków z Manilą, zwłaszcza w dobie polityki zwrotu ku Azji (pivot to Asia). Ponadto w 2018 roku podczas Dialogu Shangri-La w Singapurze, gdy sekretarz obrony USA – Jim Mattis, otrzymał pytanie czy traktat o wzajemnej obronie obejmuje swoim zasięgiem okupowane przez Filipiny terytoria na Morzu Południowochińskim, odpowiedział, że jednoznaczna odpowiedź w tej kwestii nie jest możliwa ze względu na złożoność sytuacji na tym akwenie.
Reakcja Chin na wizytę amerykańskiego sekretarza stanu na Filipinach była niemal natychmiastowa, czego efektem było wznowienie blokady łowisk w rejonie wyspy Thitu w archipelagu Wysp Spratly dla filipińskich rybaków. Pekin od 2006 roku rozwijał na Morzu Południowochińskim tzw. szarą strefę, w której działa morska milicja (People’s Armed Forces Maritime Militia, PAFMM) składająca się z cywilów-rezerwistów oraz straż przybrzeżna, a ich zadaniem jest prowadzenie działań o charakterze represyjnym. Statki wykorzystywane przez PAFM nie posiadają uzbrojenia konwencjonalnego. Są to często kutry rybackie, jednak posiadają wzmocnione kadłuby umożliwiające taranowanie innych jednostek, a także armatki wodne służące do obezwładniania załogi innych statków. Ich działania polegają głównie na blokowaniu dostępu statków rybackich innych państw będących stronami w sporze terytorialnym na Morzu Południowochińskim do łowisk. Konfrontacja często kończy się zatopieniem kutrów rybackich lub ich przejęciem przez stronę chińską. Do ostatniego incydentu doszło 7 marca w okolicach wyspy Hoang Sa z archipelagu Wysp Paracelskich, około 198 mli morskich od miasta Da Nang, gdzie zatopiony został wietnamski kuter rybacki właśnie przez jednostkę PAFMM. Operacje w ramach szarej strefy są dużym wyzwaniem dla rządu Stanów Zjednoczonych, której wciąż nie opracowały modus operandi adekwatny do chińskiej aktywności. Amerykanie nie mogą wykorzystać swojej floty, ponieważ z teoretycznego punktu widzenia w incydenty zaangażowane są statki cywilne. Należy jednak podkreślić, że działania PAFMM są bezpośrednio koordynowane przez dowództwo Marynarki Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, która w razie zagrożenia może jej zapewnić wsparcie okrętów bojowych, stacjonujących w bezpiecznej odległości (na tyle odległej, aby nie prowokować statków bojowych innych państw).
Kilka dni po wizycie amerykańskiego sekretarza stanu, filipiński minister obrony – Delfin Lorenzana, ponownie poruszył temat traktatu o wzajemnej obronie z 1951 roku. Zwrócił uwagę na potrzebę rewizji tego porozumienia, które w obecnej formie nie jest w stanie sprostać wyzwaniom na Morzu Południowochińskim, gdzie sytuacja uległa drastycznej zmianie od czasu jego podpisania. Podkreślił również, że coraz częstsze patrole amerykańskich okrętów na zachodzie Morza Filipińskiego mogą doprowadzić do zbrojnego incydentu z udziałem chińskiej floty, przez co Filipiny zostaną bezpośrednio zaangażowane konflikt. Nie wpłynęło to jednak na wizytę 15 marca jednego ze statków dowodzenia VII floty marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych – USS Blue Ridge, w porcie w Manili. O wadze tego wydarzenia świadczy fakt, iż do ostatniej takiej wizyty doszło w 2016 roku. Dowódca VII floty – Philip Sawyer, poinformował, że wizyta ma na celu wzmocnienie stosunków z filipińską marynarką wojenną, a także pogłębienie wymiany kulturowej miedzy państwami. Najwidoczniej rozczarowanie po drugim szczycie z przywódcą Korei Północnej w Hanoi doprowadziło do poświęcenia większej uwagi sytuacji na Morzu Południowochińskim oraz roli jaką Filipiny mogą odegrać w przyszłości.
Mimo zwiększonej atencji Stanów Zjednoczonych w ostatnim czasie, Filipiny nie zamierzają zmieniać polityki wobec Chin. 18 marca wysłano oficjalną delegację z wizytą do Pekinie, gdzie doszło do spotkań z wiceprezydentem ChRL – Wang Qishanem. Obie strony skupiły się jednak na stosunkach gospodarczych, co mogło mieć związek z niedawną wizytą na Filipinach premiera Malezji – Mahathira Mohamada, który ostrzegł rząd w Manili przed przyjmowaniem kolejnych chińskich pożyczek, będących skutecznym narzędziem do wywierania wpływów. W kwietniu odbędzie się w Pekinie drugi szczyt poświęcony inicjatywie Pasa i Szlaku, na którym pojawi się także Rodrigo Duterte. Decyzje podjęte podczas tego wydarzenia będą idealnym papierkiem lakmusowym, pozwalającym określić w jakim kierunku będzie prowadzona polityka zagraniczna Filipin. Będzie można wówczas powiedzieć, czy sugestie premiera Malezji zostały wzięte pod uwagę.