FocusOSA #242: Polityka w ASEAN

Mateusz Chatys

06.10.2022

Pod koniec września doszło do przełomowego wydarzenia, dotyczącego obszaru bezpieczeństwa, w stosunkach filipińsko-amerykańskich. Po raz pierwszy w historii najwyżsi rangą przedstawiciele resortów obrony spotkali się w kwaterze Dowództwa Indo-Pacyfiku USA na Hawajach. W kontekście tego wydarzenia warto podkreślić, że zaledwie tydzień wcześniej prezydent Ferdinand Marcos Jr. spotkał się z Joe Bidenem na marginesie 77. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku. Czy można zatem mówić o nowym otwarciu w relacjach dwustronnych po zakończeniu sześcioletniej kadencji Rodrigo Duterte, słynącego ze swojego antyamerykańskiego podejścia?

Wiele wskazuje na to, że na kanwie pozytywnych sygnałów wysyłanych przez nową administrację Filipin, Waszyngton będzie chciał wykorzystać sprzyjającą atmosferę do zacieśnienia współpracy z zakresu obrony w dobie rosnących napięć wokół Cieśniny Tajwańskiej oraz na Morzu Południowochińskim. Strategiczne położenie geograficzne Filipin sprawia, że jest to państwo niezwykle istotne dla Stanów Zjednoczonych w przypadku jakiegokolwiek amerykańsko-chińskiego konfliktu zbrojnego. Strona amerykańska bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę, co było wyraźnie widoczne na spotkaniu sekretarza obrony USA Lloyda J. Austina III z jego filipińskim odpowiednikiem Jose C. Faustino Jr. w Honolulu. Sekretarz Austin podkreślił, że oba kraje podzielają wizję „wolnego, bezpiecznego i prosperującego regionu Indo-Pacyfiku”, w którym nie dochodzi do zastraszania ani stosowania przymusu. Ponadto zadeklarował, iż Stany Zjednoczone wspierają silne i niezależne Filipiny, zdolne nie tylko do obrony własnej suwerenności, ale również wzmacniania bezpieczeństwa w regionie.

W celu zacieśnienia istniejącego sojuszu planowane jest zwiększenie liczby wspólnych ćwiczeń i interakcji wojskowych z 300, które przewidziano na 2022 r. do rekordowej liczby 500 wydarzeń o charakterze militarnym w przyszłym roku. Pierwszym sygnałem świadczącym o amerykańskiej determinacji była tegoroczna odsłona 37. edycji manewrów Balikatan, zrealizowanych na przełomie marca i kwietnia, w której wzięło łącznie udział 8,9 tys. żołnierzy. Jest to tym bardziej znaczące, że urzędującym prezydentem wciąż był Rodrigo Duterte, a mimo to udało się przeprowadzić największą w historii edycję tych ćwiczeń. Jesteśmy zatem świadkami transformacji stosunków dwustronnych, gdzie przez sześć lat rządów prezydenta Duterte mieliśmy do czynienia ze wzajemną krytyką, do momentu, w którym obie strony równie intensywnie angażują się w działania na rzecz ulepszenia sojuszu opierającego się na traktacie o wzajemnej obronie z 1951 r. oraz porozumieniu o wzmocnionej współpracy w dziedzinie obronności (Enhanced Defense Cooperation Agreement, EDCA) z 2014 r. Obecnie szczególnie istotne jest to drugie porozumienie, będące przedmiotem debaty związanej z pełną implementacją i częściową rewizją, uwzględniającą zmiany środowiska geopolitycznego w regionie oraz związane z nimi nowe zagrożenia. Na mocy EDCA ma zostać rozszerzony dostęp amerykańskich sił zbrojnych do filipińskich baz wojskowych (włącznie z bazami marynarki wojennej), na obszarze których mają zostać zbudowane zaawansowane obiekty militarne. Rozbudowa placówek o strategicznym znaczeniu będzie mogła w dalszej kolejności posłużyć amerykańskim siłom zbrojnym do wzmocnienia swojej wysuniętej pozycji i szybszego reagowania w razie nagłych zagrożeń, zarówno na Morzu Południowochińskim jak i w Cieśnienie Tajwańskiej. Przykładem tego rodzaju współpracy może być baza sił powietrznych Cesar Basa, gdzie zrealizowano już kilka projektów.

Ostatnie wydarzenia w regionie, jak na przykład napięcia wokół Tajwanu, które narosły w związku z wizytą przewodniczącej Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych Nancy Pelosi w Tajpej, działają na korzyść konsolidacji relacji bilateralnych. Te zdaniem filipińskiego ambasadora w USA Jose Manuela Romualdeza są na ten moment najlepsze w historii. Warto zaznaczyć, że w okresie zimnej wojny to Filipiny stanowiły jeden z głównych ośrodków, z których były prowadzone amerykańskie działania zbrojne na Półwyspie Koreańskim, a następnie w Wietnamie. Od tamtego okresu Filipiny odgrywają przede wszystkim rolę w amerykańskich operacjach antyterrorystycznych i do pewnego stopnia w przedsięwzięciach zorientowanych na zapewnieniu swobody żeglugi na Morzu Południowochińskim. Ostatni „kryzys tajwański” w jeszcze większym stopniu zwrócił uwagę administracji Joe Bidena na konieczność umocnienia amerykańskiej obecności na Filipinach, żeby zwiększyć możliwości odstraszania USA w regionie Indo-Pacyfiku w obrębie pierwszego i drugiego łańcucha wysp. W takiej sytuacji amerykańska projekcja siły mogłaby się opierać na Japonii oraz Australii przy wsparciu ze strony Filipin, Singapuru i ewentualnie Wietnamu.

W kontekście Tajwanu na szczególną uwagę po raz kolejny zasługuje położenie geograficzne Filipin. Zwłaszcza wyspa Mavulis, oddalona o 140 km od południowych wybrzeży Republiki Chińskiej. Na wyspie stacjonuje obecnie mały oddział filipińskich żołnierzy, którzy oprócz małego posterunku mają do dyspozycji stację do destylacji wody oraz latarnię morską. Z uwagi na swoje położenie wyspa Mavulis wydaje się priorytetową lokalizacją, która powinna zostać objęta planem rozbudowy infrastruktury wojskowej w ramach EDCA. Tym bardziej, że niektóre scenariusze potencjalnego konfliktu zbrojnego o Tajwan wskazują, że duża część chińskiej ofensywy może się skupić na południowych wybrzeżach wyspy.

Administracja prezydenta Ferdinanda Marcosa Jr. przyjęła dotychczas postawę neutralną w obliczu ostatnich napięć w Cieśnienie Tajwańskiej. Głównie za sprawą apeli do zaangażowanych stron o zarządzanie kryzysem w sposób pokojowy. Niemniej jednak ambasador Romualdez dał do zrozumienia, że filipińskie bazy zostaną udostępnione amerykańskim wojskom w przypadku wojny o Tajwan, ale pod warunkiem zaistnienia sytuacji stanowiącej zagrożenie dla bezpieczeństwa Filipin. Mamy więc do czynienia z pewnego rodzaju dwuznacznością rządu w Manili, na wzór „strategicznej dwuznaczności” Waszyngtonu w sprawie potencjalnej agresji ChRL na Tajwan. Mimo wszystko należy zaznaczyć, że Filipiny są traktatowym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. W związku z tym nie posiadają takiej swobody w działaniu jak większość państw Azji Południowo-Wschodniej, które mogą uniknąć trudnych wyborów związanych z bezpośrednim zaangażowaniem, powołując się na neutralność. Bardzo trafne odniósł się do tego problemu analityk z amerykańskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (Center for Strategic and International Studies, CSIS) Gregory Poling, który stwierdził, że w sojuszu nie ma miejsca na naturalność. Zarówno Filipiny jak i Stany Zjednoczone mają wobec siebie określone zobowiązania. Trudno sobie zatem wyobrazić, żeby rząd w Manili zachował neutralność w przypadku, gdy w wyniku starć zbrojnych o Tajwan ginęliby amerykańscy żołnierze niedaleko terytoriów należących do Filipin.

Mimo wskazanej powyżej „strategii dwuznaczności” mamy do czynienia z nowym otwarciem w relacjach na linii Manila-Waszyngton, którego początków można się doszukiwać już pod koniec prezydentury Rodrigo Duterte, o czym świadczyła decyzja o wycofaniu się w lipcu 2021 r. z zerwania umowy regulującej warunki przebywania amerykańskich żołnierzy na terytorium Filipin (Visiting Forces Agreement, VFA) czy organizacja zakrojonych na szeroką skalę manewrów Balikatan w pierwszej połowie bieżącego roku. Na chwilę obecną nowa administracja Ferdinanda Marcosa Jr. kontynuuje zwrot w kierunku Stanów Zjednoczonych, przy czym widoczne jest jednocześnie większe zaangażowanie ze strony amerykańskich decydentów, którzy coraz bardziej dostrzegają strategiczne znaczenie sojuszu z Filipinami.