FocusOSA #221: Relacje Niemcy-Chiny

Joanna Ciesielska-Klikowska

04.02.2022

Niemiecki bojkot ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie

W Niemczech nie ustają dyskusje nad tym w jaki sposób sprzeciwiać się łamaniu praw człowieka w Chinach. Kwestie prześladowania Ujgurów, Tybetańczyków, ale także tłumienia ruchów prodemokratycznych w Hongkongu są często podejmowane w mediach i interesują opinię publiczną. Jednocześnie społeczeństwo domaga się by niemiecka klasa polityczna ostrzej reagowała na doniesienia o sytuacji w Xinjiangu czy Tybecie. Wskazuje się, że to na Niemcach leży przecież szczególna odpowiedzialność za los osób prześladowanych za wyznawaną religię czy przekonania. W ostatnich tygodniach powodem kolejnej fali dyskusji na ten temat są Igrzyska Olimpijskie organizowane przez ChRL. Wprawdzie nikt nie dyskutuje nad tym czy sportowcy powinni brać w udział w tym „święcie sportu”, to jednak silne są głosy aby politycy zbojkotowali tę międzynarodową imprezę. Warto przyjrzeć się jakie stanowisko w tej sprawie przyjęli członkowie rządu federalnego.

Wiele krajów Zachodu postanowiło, przynajmniej politycznie, zbojkotować Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Nowy rząd w Berlinie także musiał zmierzyć się z tym tematem, choć politycy przez dwa miesiące od zaprzysiężenia zwlekali z ujawnieniem ostatecznych decyzji. Część członków gabinetu Olafa Scholza ogłosiła jednak, że nie weźmie udziału w ceremonii otwarcia ani nie będzie kibicować reprezentacji RFN „na miejscu”.

Jako pierwsza zrobiła to szefowa dyplomacji, Annalena Baerbock. Pod koniec grudnia 2021 r. polityczka Zielonych oznajmiła, że ze względu na łamanie praw człowieka w Państwie Środka zbojkotuje udział w oficjalnym rozpoczęciu Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Baerbock znana jest z dość konfrontacyjnego podejścia wobec Chin. Zatem nie dziwi, że wykonując swój urząd stara się zwracać uwagę na potrzebę większego zaangażowania na rzecz demokracji i praw człowieka w polityce zagranicznej RFN. Już w pierwszych dniach urzędowania Baerbock podkreślała, że chce ona bardziej otwarcie niż miało to miejsce dotychczas rozmawiać na temat „niezbywalnych wartości” w relacjach z Państwem Środka. Już jako szefowa MSZ mówiła o konieczności prowadzenia „ciągłego dialogu” i „daleko idącej wytrwałości” w kontaktach z chińskimi politykami. Jednocześnie w wywiadzie dla mediów Baerbock przyznała, że „osobiście lubi oglądać Igrzyska Olimpijskie i będzie trzymać kciuki za niemieckich sportowców”. Jakkolwiek wie, że odbywająca się w ChRL impreza sportowa „nie jest w stanie zatuszować sytuacji braku poszanowania praw człowieka”. 

Zdystansowane stanowisko wobec Olimpiady zajęła także Nancy Faeser, szefowa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, odpowiedzialna również za sport. Faeser obrała jednak mniej konfrontacyjną pozycję, bowiem przyznała, że nie pojedzie do stolicy Chin z powodu „panującej pandemii”. To dość dyplomatyczne wytłumaczenie socjaldemokratycznej polityczki pokazuje, że partia ta nie chce zaogniać relacji z Państwem Środka.

Długo z ogłoszeniem swojej decyzji zwlekał kanclerz Olaf Scholz. Jeszcze podczas rozmowy telefonicznej z przewodniczącym Xi Jinpingiem 21 grudnia 2021 r., mówiono o konieczności pogłębienia współpracy gospodarczej i wzmocnienia dwustronnego partnerstwa. Temat Olimpiady nie został w ogóle poruszony. Przez kolejne trzy tygodnie utrzymywano, że Scholz chce skoordynować swoją decyzję w sprawie udziału w ceremonii otwarcia IO z przywódcami innych krajów Unii Europejskiej i czeka na oficjalne stanowisko Brukseli. Pytany wielokrotnie o tę sprawę rzecznik rządu Steffen Hebestreit nie był w stanie powiedzieć, czy szef rządu federalnego weźmie udział w ceremonii otwarcia 4 lutego. Ostatecznie socjaldemokrata Scholz przyznał na dwa dni przed uroczystością, że nie poleci do Pekinu. Podkreślił jednak, że nie jest to oficjalne stanowisko jego trójkolorowego rządu, a wyłącznie jego własna decyzja. Berlin zastosował więc bojkot w wersji light.

Przyglądając się całej sprawie trzeba zwrócić uwagę na trzy istotne kwestie. Po pierwsze ta sytuacja jest ważnym testem dla tandemu Scholz-Baerbock, a szerzej dla wartości, z którymi utożsamiają się niemieccy politycy i wyborcy. Nowy gabinet musi już w pierwszych miesiącach urzędowania udowodnić, jak ważne są dla jego członków prawa człowieka, oraz czy niemieckie władze mają siłę by respektować demokratyczne pryncypia i wymagać ich także wobec innych. Milczenie ws. naruszeń praw człowieka w ChRL podczas trwania IO byłoby postrzegane jako tani handel. Nadanie Olimpiadzie pieczęci demokratycznego Zachodu byłoby sprzeczne z niemieckimi interesami narodowymi.

Po drugie, taki „częściowy” bojkot wydarzeń sportowych nie jest nowym pomysłem na uprawianie polityki przez władze RFN - kanclerz Angela Merkel zastosowała takie rozwiązanie przed letnimi IO w Pekinie w 2008 r. Scholz wykorzystał ten sam scenariusz – ani on, ani Minister Spraw Zagranicznych, ani Minister Spraw Wewnętrznych nie pojadą na ceremonię otwarcia, jednak są to ich – jak określono – „osobiste decyzje”. Oficjalnie rząd Niemiec nie bojkotuje IO. Trudno się dziwić – trwa rok jubileuszowy w stosunkach niemiecko-chińskich, bowiem w 2022 mija dokładnie 50 lat od nawiązania stosunków dyplomatycznych między RFN a ChRL. To socjaldemokratyczni politycy z Bonn byli architektami tych relacji. W ciągu kolejnych lat kontakty ulegały transformacji i intensyfikacji - oba państwa stały się dla siebie kluczowymi partnerami w gospodarce, których bilans handlowy wynosi przeszło 213 mld euro. Zatem można przypuszczać że dzisiejsze kierownictwo SPD, w tym i sam kanclerz, nie będzie chciało zaostrzać kursu wobec Pekinu, zostawiając trudne zagadnienia łamania praw człowieka jako temat rozmów prowadzonych jednak głównie przez szefową dyplomacji z partii Zielonych.

Tutaj jednak pojawia się trzeci wątek – wykorzystania sportu jako narzędzia do kreowania polityki zagranicznej. Od lat wskazuje się, że imprezy sportowe mają ogromne znaczenie dla kształtowania relacji międzynarodowych, w tym także pozycji państwa na globalnej scenie. Mogą być także wykorzystywane w rozgrywkach politycznych pomiędzy państwami demokratycznymi i autorytarnymi. Jeśli jednak państwa demokratyczne – takie jak Niemcy – ustami swoich polityków nawołują do bojkotu imprez sportowych, to czy jednocześnie nie powinny domagać się usunięcia z międzynarodowych stowarzyszeń takich jak FIFA czy MKOl państw niedemokratycznych?

Niewątpliwe odpowiedź na to pytanie jest negatywna. Demokratyczny, wolny świat sportu jest wyłącznie iluzją, której świadomy musi być każdy działacz polityczny i sportowy. Sam szef MKOl, Thomas Bach, notabene niemiecki mistrz olimpijski z 1976 r., podkreśla, że „ciemne chmury upolitycznienia” szkodzą rywalizacji i nie mają nic wspólnego z duchem sportowej walki. Bach zaapelował zresztą do niemieckich polityków o respektowanie neutralnego stanowiska - „we wszystkich tych dyskusjach trzeba podkreślać, że Igrzyska Olimpijskie mogą wypełnić tylko jednoczącą misję - że możemy zjednoczyć całą ludzkość w całej jej różnorodności tylko wtedy, gdy Igrzyska są poza wszelkimi różnicami i sporami politycznymi”.

Jak pokazują badania, dzisiejsi Niemcy w większości nie wierzą jednak w ideę olimpijską, w ideę pokojowej rywalizacji równych, bez jakiejkolwiek dyskryminacji. Kibicują sportowcom, ale dostrzegają nierówności, polityczną korupcję i uwielbienie dla infrastrukturalnej gigantomanii. Zatem bojkot IO przez Scholza, Baerbock i Faeser jest postrzegany jako właściwy krok. Wskazuje się, że nawet małe państwa zdecydowały się na takie rozwiązanie, a przecież „Niemcy nie powinni pozować na mniejsze niż w rzeczywistości są”. Dlatego opinia publiczna wolałaby oficjalne zdystansowanie się całego gabinetu od tej sportowej imprezy firmowanej przez autorytarne władze. Przeważa przeświadczenie, że rząd powinien zastosować wersję bardziej hard. Na to się jednak na razie nie zanosi.