Choć decyzja o wyjściu nie została potwierdzona, to jej uzasadnienie zostało nakreślone dość precyzyjnie. Jak wskazuje wiceminister spraw zagranicznych Mantas Adomėnas, Litwa negatywnie oceniła efekty swojego uczestnictwa w formacie, które nie przełożyło się na korzyści gospodarcze. Innymi słowy, wyraził on stanowisko, większości europejskich członków formatu, które wbrew oczekiwaniom towarzyszącym powołaniu 16+1 w 2012 roku, nie doczekały się masowego napływu chińskich inwestycji i zwiększenia obecności na chińskim rynku przez rodzimych eksporterów. Jednak wzajemności w relacjach z Chinami brakuje nie tylko pod względem gospodarczym. Według ministra Adomėnasa, Wilno rozważa zaprzestanie uczestnictwa w corocznych szczytach 17+1, ponieważ odbywały się one zawsze na warunkach i według agendy nakreślonej przez Pekin. Brak podmiotowości w relacjach z Chinami, to element, który – przynajmniej oficjalnie – nie był dotąd oficjalnie komunikowany przez „17”, choć to właśnie „równość państw” – jak przekonywał niedawno przewodniczący Xi w Davos – jest rzekomo jednym z nadrzędnych założeń chińskiego „konsultatywnego multilateralizmu”.
Zresztą nawet kwestia organizacji kolejnego szczytu staje się kukułczym jajem dla 17+1. W marcu podjęcia się tego zadania w 2022 roku odmówiła Chinom Grecja, oficjalnie z powodu zbyt wysokich kosztów takiego przedsięwzięcia i krótkiego stażu w formacie, choć to właśnie Ateny – przynajmniej do niedawna – wykazywały ponadprzeciętny entuzjazm wobec współpracy z Pekinem, przystępując oficjalnie do Inicjatywy Pasa i Szlaku w 2018 roku, by w kolejnym roku przyłączyć się do 16+1, a następnie podpisać porozumienie o całkowitym partnerstwie strategicznym z ChRL. Oczywiście w roli gospodarzy szczytu mogliby się znaleźć najbliżsi polityczni partnerzy Chin w Europie Środkowo-Wschodniej: Serbia i Węgry, jednak w krótkiej historii formatu oba państwa już raz tę rolę pełniły.
Niemniej, jak tłumaczy anonimowy bałtycki dyplomata, dystansowanie się od 17+1 nie musi automatycznie przełożyć się na wyjście z formatu, które dla mniejszych graczy (państw bałtyckich i Rumunii) jest decyzją trudną, bez wsparcia większych państw – przede wszystkim Polski. Władze w Warszawie, choć krytyczne wobec ChRL – zdają się obecnie traktować udział w 17+1, jako element wywierania nacisku na Brukselę w sprawie sporu o praworządność. Co więcej, wśród polskich władz ścierają się dwie wizje prowadzenia polityki wobec ChRL: zorientowana pozytywnie (pałacu prezydenckiego) i krytycznie (rządu). Potwierdza to fakt, że MSZ miał odradzać prezydentowi Dudzie udział w lutowym szczycie formatu 17+1, w którym rangę uczestnictwa obniżyło aż sześć państw Europy Środkowo-Wschodniej. Z drugiej strony, w zakresie współpracy w walce z pandemią, kancelaria prezydenta „udrażniała” kanały komunikacyjne z Pekinem, działając na wniosek – wyraźnie dystansującego się od współpracy z ChRL – premiera Morawieckiego – zarówno w zakresie sprowadzania sprzętu ochronnego wiosną ubiegłego roku, jak i obecnie, sondując możliwość dostaw chińskich szczepionek. Wydaje się, że niezdecydowanie władz w Polski, i przesłanki za tym stojące, są w Pekinie odczytywane jako szansa. W czasie marcowej rozmowy z prezydentem Dudą, przewodniczący Xi określił Polskę jako potężne państwo/mocarstwo (daguo) w Europie Środkowo-Wschodniej (podobnie jakpremier Wen Jiabao z prezydentem Komorowskim w Warszawie w 2012 roku). Takie zabiegi retoryczne można odczytywać jako próbę utrzymania pozycji politycznej Pekinu w Europie Środkowo-Wschodniej, przy wykorzystaniu aspiracji Warszawy do odgrywania roli lidera regionu, w tym również w relacjach z Chinami. Z drugiej strony, sposób działania Warszawy potwierdza, że wspólna polityka regionu, lub choćby uzgodnienie stanowiska w kluczowych sprawach, wobec Pekinu nie jest możliwe. Podobnie jak w relacjach z UE, Chiny tę niespójność wykorzystują i pod multilateralnym parasolem 17+1 prowadzą dwustronne relacje z siedemnastoma państwami narodowymi.
Dynamikę zmian w stosunkach Chin z Europą Środkowo-Wschodnią Litwa odczuła powtórnie 22 marca, gdy władze ChRL ogłosiły sankcje odwetowe na Unię Europejską za nałożenie przez Brukselę sankcji na członków aparatu partyjno-państwowego i jedną instytucję (Korpusy Produkcyjno-Budowlane) odpowiedzialne za represje w Xinjiangu. Chińskie sankcje objęły łącznie czterech litewskich polityków i dyplomatów. Oprócz posłanki Sejmasu Dovilė Šakalienė, na chińskiej „czarnej liście” znalazła się również ambasadorka Litwy przy UE Aušra Semaškienė. Ponieważ sankcjami objęci są też małżonkowie, którzy w obu przypadkach pracują w dyplomacji, to w rzeczywistości chińskie restrykcje dotyczą aż czterech przedstawicieli władz Litwy. Minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis natychmiast wezwał chińskiego ambasadora Shen Zhifeia, aby zaprotestować przeciwko takim działaniom. Jak argumentuje, urzędnicy i dyplomaci pracujący dla państwa litewskiego nie powinni zostać objęci sankcjami, w przeciwieństwie do osób i instytucji, które przyczyniają się do pracy przymusowej w Chinach.
Istotnie, reakcja Pekinu była nieadekwatna. Unijne sankcje objęły sprawców represji, natomiast chińskie dotyczą osób i instytucji, które podejmują działania przeciwko tym represjom. W tym sensie, co potwierdza chiński politolog Wang Yiwei, odpowiedź Chin miała na celu zastraszyć środowiska opiniotwórcze przed podejmowaniem dalszych dyskusji i działań wokół kwestii, które Pekin uważa za „wewnętrzne sprawy” i zalicza do tzw. „kluczowych interesów”. Taką logikę stojącą za chińską reakcją potwierdza uzasadnienie przedstawione przez samego ambasadora Shena: posłanka Dovilė Šakalienė została objęta sankcjami za szerzenie kłamstw o ludobójstwie w Xinjiangu i działań na rzecz ogłoszenia przez litewski parlament rezolucji wzywającej do rozpoczęcia śledztwa w sprawie ludobójstwa. Chiński dyplomata oznajmił również stronie litewskiej, aby stawiła czoła obiektywnym faktom, uznała i skorygowała swoje błędy i zaprzestała konfrontacji – w przeciwnym razie Chiny udzielą jeszcze bardziej zdecydowanej odpowiedzi. Co więcej, wpływowy ekspert ds. polityki międzynarodowej Cui Hongjian ostrzegł na łamach dziennika „Global Times”, że chińskie sankcje są umyślnie nieproporcjonalne wobec europejskich, sugerując, że dalsza krytyka Chin na gruncie praw człowieka, będzie miała poważne konsekwencje gospodarcze dla UE. Z kolei Šakalienė, która jest posłanką partii socjaldemokratycznej i członkinią Międzyparlamentarnego Sojuszu na rzecz Chin (IPAC), uważa, że kontrsankcje oznaczają, że działania UE wobec Pekinu przynoszą efekty, choć paradoksem jest, że „państwo liczące ponad miliard ludzi zdecydowało się zastraszyć obywatela malutkiego kraju, zamiast zakończyć bezprawne przetrzymywanie i torturowanie miliona własnych obywateli”.
Różnice aksjologiczne i obawy o rosnące zagrożenie ze strony Chin podzielają również władze Łotwy.W opublikowanym w marcu, corocznym raporcie łotewskiej Państwowej Służby Bezpieczeństwa (VDD) wskazuje się, że w 2020 roku działalność chińskiego wywiadu koncentrowała się na operacjach wpływu: głównie na szerzeniu dezinformacji w kwestii odpowiedzialności za wybuch pandemii, kształtowaniu pozytywnego wizerunku Chin wśród łotewskiej opinii publicznej (oraz zbieraniu informacji nt. głosów wobec Chin nieprzychylnych) i podkreślania domniemanej wyższości chińskiego systemu politycznego nad zachodnimi demokracjami i sojuszami międzynarodowymi, takimi jak NATO i UE.
W raporcie wskazuje się ponadto, że „państwa nieprzyjazne” (Rosja, Białoruś i Chiny) wykorzystały pandemię do badania reakcji łotewskich instytucji państwowych na sytuacje kryzysowe na wypadek konfliktu zbrojnego (tekst raportu w jęz. łotewskim znajduje się tutaj, wkrótce zostanie opublikowane jego angielskie streszczenie); w raporcie poinformowano również, że obywatele Chin stanowili 6% wśród inwestorów zagranicznych aplikujących o pozwolenie na pobyt stały na Łotwie. Reakcja ambasady ChRL w Rydze nie budzi zaskoczenia – jej rzecznik, odniósł się do publikacji VDD jako przejawu „zimnowojennej mentalności”, podkreśliwszy przy okazji, że w tym roku KPCh będzie obchodzić stulecie istnienia, a jej długoletnie rządy są oparte na pełnym poparciu chińskiego ludu).
Czy w związku z powyższym 17+1 utrzyma się w dotychczasowej formule? Fiasko lutowego szczytu, którego Chiny były gospodarzem, liczne sygnały dystansowania się od chińskiej inicjatywy przez państwa EŚW, informacje o rosnącym zagrożeniu ze strony Chin dla bezpieczeństwa państw regionu, a przede wszystkim z uwagi na fakt, że ChRL nie będzie chciała utrzymywać platformy z państwami, które ją krytykują, wskazują, że rozpad lub istotne ograniczenie liczby członków formatu jest kwestią czasu. Byłaby to pozytywna wiadomość dla UE, zwłaszcza w kontekście kontrowersji związanych z chińskimi sankcji odwetowymi. Jednak wobec braku wspólnego frontu EŚW w relacjach z Pekinem, wydaje się, że choć format na razie uniknie fali rozwodów, to faktyczną separację niektórych członków już obserwujemy.