Dyskusję w tej kwestii inicjuje przede wszystkim wolnościowa partia FDP, która od ubiegłego roku wskazuje na nieprawidłowości w funkcjonowaniu chińskich instytutów w RFN. Burzę w tej sprawie już w listopadzie ubiegłego roku wywołał deputowany FDP, Jens Brandenburg, składając zapytanie parlamentarne o działalność Instytutów Konfucjusza na niemieckich uczelniach. W odpowiedzi, Federalne Ministerstwo Edukacji podkreśliło, że instytuty pełnią rolę „ważnych graczy w chińskiej polityce soft power” oraz współkształtują „dyplomację o chińskiej charakterystyce”. Ministerstwo potwierdziło, że posiada wiedzę o politycznym wpływie chińskiego reżimu na kursy, materiały dydaktyczne, a także personel pracujący w Instytutach Konfucjusza w Niemczech. Po tej odpowiedzi Brandenburg uznał, że funkcjonowanie IK w Niemczech jest sprzeczne z ideą wolności nauki i wymiany poglądów, która powinna charakteryzować uczelnie wyższe. Deputowany stwierdził: „wykorzystujemy pieniądze niemieckich podatników na uniwersytetach, aby zaoferować Komunistycznej Partii Chin platformę do bezpośredniego rozpowszechniania jej propagandy – kontrolowanej politycznie. To nie powinno mieć nic wspólnego z niemieckimi uniwersytetami”.
Faktycznie status Instytutów Konfucjusza jest wyjątkowy. W Niemczech funkcjonują one jako zarejestrowane stowarzyszenia. Chińska instytucja kulturalna Hanban (od lipca 2020 r. znana jako Centre for Language Education and Cooperation), sprawująca pieczę nad nauczaniem języka i kultury chińskiej na świecie, zapewnia pieniądze, wykładowców i materiały dydaktyczne dla słuchaczy. Jednak to niemieckie uczelnie udostępniają infrastrukturę, zwłaszcza pokoje do nauki, pomagają w pozyskiwaniu środków na organizację wystaw czy wydarzeń kulturalnych. Temu zaangażowaniu sprzeciwiają się politycy FDP. Deputowani tej partii przygotowali właśnie kontrowersyjny wniosek do Bundestagu, zatytułowany „Ochrona wolności badań i nauczania – zakończenie współpracy z chińskimi Instytutami Konfucjusza na niemieckich uniwersytetach”.
Faktycznie większość instytutów znajduje się na niemieckich uczelniach wyższych. I to one same – lub odpowiedzialne za kształcenie wyższe ministerstwa w poszczególnych krajach związkowych – decydują, czy chcą prowadzić współpracę z IK. Nie brakuje jednak głosów, że powinny ją jak najszybciej skończyć. W ostatnim czasie na taki krok zdecydował się Uniwersytet Heinricha Heine w Düsseldorfie (zamknięcie IK od kwietnia br.) oraz Uniwersytet w Hamburgu (od stycznia 2021 r.). Instytuty mają funkcjonować w tych miastach nadal, jednak współpracę z nimi ma prowadzić bezpośrednio miasto, a nie uczelnie. Jak się bowiem okazuje, miasta i całe regiony, których współpraca gospodarcza z ChRL jest niezwykle rozwinięta, nie mogą sobie pozwolić na rezygnację choćby z prowadzonych w instytutach kursów chińskiego, a tym bardziej rezygnować z daleko idącej wymiany doświadczeń dotyczących technologii i innowacji. Dla przykładu otwarty w kwietniu 2007 r. Instytut Konfucjusza w Hanowerze jest projektem łączącym Towarzystwo Niemiecko-Chińskie w tym mieście z Uniwersytetem Tongji w Szanghaju (założonym zresztą w 1907 r. przez ówczesny rząd niemiecki jako pierwszy duży projekt w ramach budowania zagranicznej polityki kulturalnej). Jak dotąd ten IK pozostaje jedynym instytutem w Niemczech, który nie funkcjonuje w oparciu o istniejącą współpracę uniwersytecką, a zatem nie ogranicza się do sektora akademickiego, jest natomiast ważnym kołem zamachowym dla lokalnej gospodarki. Podobnie dzieje się w Górnej Bawarii, gdzie w 2017 r. otwarto Instytut Konfucjusza Audi na Politechnice w Ingolstadt. Jego głównym celem jest współpraca w dziedzinie najnowszych technologii, nie tylko związanych z przemysłem samochodowym. Instytut w Ingolstadt promuje niemiecko-chińską współpracę w dziedzinie innowacji medycznych, zrównoważonego rozwoju i zarządzania, co sprawia, że placówka ta jest wyjątkowa wśród przeszło 500 IK na całym świecie.
Zatem proponowana przez FDP w ostatnio przedłożonym wniosku do Bundestagu likwidacja instytutów mogłaby przynieść daleko idące skutki negatywne dla wielopłaszczyznowej współpracy obu państw. Wolnościowcy proponują wprawdzie by na ich miejsce tworzyć „katedry i instytuty kultury chińskiej, które działają niezależnie od wpływów politycznych i mogą w coraz większym stopniu angażować naukowców, artystów i obrońców praw człowieka prześladowanych w Chinach”, jednak duża część środowiska akademickiego i przemysłowców wskazuje, że FDP wyleje w ten sposób „dziecko z kąpielą”, szkodząc poprawnym stosunkom politycznym i osłabiając relacje ekonomiczne. Wymieniane przez FDP kwestie, takie jak konieczność ochrony praw człowieka i praw pracowniczych, są dla krytyków ich pomysłu oczywistością, z którą się nie dyskutuje. Jednak podkreślają oni, że tylko poprzez wspólną pracę i kontakty – także z chińskimi urzędnikami, choćby w ramach funkcjonowania placówek IK – możliwe jest wywieranie presji i w konsekwencji doprowadzenie do pożądanych zmian politycznych.
W odpowiedzi na zarzuty, uznana sinolożka prof. Mechthild Leutner, była dyrektorka pierwszego Instytutu Konfucjusza w Niemczech, powołanego w 2006 r. na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie, zdecydowanie zaprzecza jakoby instytuty były kontrolowane przez Komunistyczną Partię Chin. Badaczka twierdzi, że funkcjonujące w RFN instytuty są organizacjami typu non-profit i pozostają niezależne od chińskiego Ministerstwa Edukacji. Nawet najbardziej kontrowersyjne tematy związane z tzw. 3T – Tajwan, Tybet i wydarzenia na placu Tiananmen – są poruszane podczas zajęć prowadzonych na niemieckich uczelniach (choć nie jako osobne kursy), a świadomość studentów jest spora. Warto więc utrzymać i rozwijać IK by oddolnie działać na rzecz zrozumienia i wzajemnej świadomości. Leutner wskazuje, że postrzeganie instytutów przez FDP jest „niewłaściwe” i stanowi nadinterpretację możliwości działania KPCh w Niemczech.
Wolnościowcy jednak ewidentnie próbują narzucić ton w niemiecko-chińskich relacjach. Jako partia opozycyjna nie mają do tego wielu okazji w bezpośrednich stosunkach politycznych, próbują więc wywrzeć presję innymi kanałami. Ostatnio partia zdecydowała o zawieszeniu działalności Fundacji im. Friedricha Naumanna w Hongkongu. Powodem jest narzucone temu specjalnemu regionowi autonomicznemu nowe prawo o bezpieczeństwie. Partia uważa, że w obecnej sytuacji nie może już gwarantować bezpieczeństwa pracownikom swojej fundacji. W maju br., jeszcze przed uchwaleniem ustawy, przewodniczący komisji ds. Praw człowieka w Bundestagu, Gyde Jensen z FDP ostrzegał, że niemieckie fundacje polityczne w Hongkongu znajdują się „w niebezpieczeństwie”.
To nie pierwszy taki przypadek w historii fundacji, jednak wcześniej za zamknięcie jej działalności odpowiadała bezpośrednio strona chińska – w 1996 r. rząd w Pekinie zamknął biuro Fundacji Naumanna w stolicy ChRL w odwecie za zorganizowaną przez FDP w Bonn konferencję nt. Tybetu, w której udział wziął Dalajlama.
FDP, obecnie czwarta siła w niemieckim parlamencie (80 parlamentarzystów na 709), domaga się więc zaostrzenia kursu wobec Państwa Środka, w szczególności jeśli chodzi o prawa człowieka czy ochronę własności intelektualnej. Lobbując za zmianami w tych spornych tematach, liczy jednak zapewne na podniesienie własnej rozpoznawalności. Ostatnim razem liberałowie współrządzili Niemcami w latach 2009-2013 podczas trzeciej kadencji Angeli Merkel. Gdyby poprawili swój wynik z poprzednich wyborów parlamentarnych (10,7%) kosztem pikującej obecnie SPD (która współrządzi w ramach tzw. wielkiej koalicji partii CDU/CSU-SPD), mogliby liczyć na wejście do rządu (np. w ramach koalicji CDU/CSU-Zieloni-FDP).
Czy w takiej sytuacji w relacjach z Chinami partia ta dalej koncentrowałyby się na tematach kontrowersyjnych? Odpowiedź na to pytanie jest dyskusyjna, bowiem rząd federalny – jak pokazują dotychczasowe, dość pragmatyczne kroki Berlina – dba przede wszystkim o interesy gospodarcze niemieckich firm. Niemniej zmiana balansu w dwustronnych relacjach wydaje się być konieczna, także by chronić niemieckich eksporterów i ich własność intelektualną. I właśnie Instytuty Konfucjusza mogą odegrać tu istotną rolę, pozwalając przepłynąć niemieckim żądaniom do Państwa Środka. To już się dzieje, zatem warto to wykorzystać zamiast likwidować.