FocusOSA #162: Polityka w ASEAN

Począwszy od wojny handlowej Waszyngton i Pekin obarczają się wzajemnie o tragiczne skutki pandemii koronawirusa. W ostatnich dwóch miesiącach ciężar współzawodnictwa przenosi się na Morze Południowochińskie oraz Cieśninę Tajwańską. Wszystko wskazuje na to, że długo zapowiadane widmo nowej Zimnej Wojny stało się rzeczywistością, a specjaliści przewidują rychły początek gorącego konfliktu mocarstw. Ma o tym świadczyć intensywna rozbudowa chińskiej marynarki wojennej, militaryzacja sztucznych wysp oraz rosnący potencjał uzbrojenia rakietowego, zdolnego do zniszczenia fundamentu amerykańskiej floty, jakim są lotniskowce. Przez ostatnie miesiące jesteśmy świadkami nieustannego pokazu możliwości bojowych obu stron w postaci różnego rodzaju manewrów wojskowych z użyciem uzbrojenia w przypadku Chin oraz zwiększonej intensywności amerykańskich operacji mających na celu zapewnienie swobody żeglugi (FONOP). Choć każda ze stron deklaruje brak zainteresowania konwencjonalnym konfliktem, to skoncentrowanie tak dużej liczby sił zbrojnych w regionie z łatwością może przyczynić się do incydentu, który doprowadzi do eskalacji na dużo większą skalę, o czym świadczą przykłady z przeszłości jak chociażby I wojna światowa. Koncert mocarstw, z którym teraz mamy do czynienia rozgrywa się na wielu płaszczyznach i muszą wziąć w nim udział – czy tego chcą czy nie – również inne państwa, zwłaszcza te, znajdujące się w Azji Południowo-Wschodniej.

Mateusz Chatys

Po tym jak administracja amerykańska w lipcu bieżącego roku stwierdziła, że chińskie roszczenia na Morzu Południowochińskim w oparciu o prawa historyczne są niezgodne z prawem, pod koniec sierpnia Waszyngton podjął kolejne kroki mające na celu wzmocnienie swojego stanowiska przeciwko chińskiej ekspansji na tym akwenie. Departament Handlu USA dopisał 24 firmy z Chin (w tym kilka spółek zależnych China Communications Construction Company) do tzw. „czarnej listy”. Wiąże się to z tym, że przedsiębiorstwa znajdujące się na liście są objęte zakazem zakupu amerykańskich towarów. Sankcje zostały dodatkowo uzupełnione przez Departament Stanu USA, który rozpoczął proces nakładania restrykcji wizowych na obywateli ChRL, którzy są zaangażowani bezpośrednio lub pośrednio w proces budowy sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim i ich militaryzację. Warto zaznaczyć, iż restrykcjami mogą zostać również objęci członkowie rodzin tych osób.
Odpowiedź z chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych przyszła już następnego dnia podczas konferencji prasowej, na której rzecznik resortu Zhao Lijian zakomunikował, iż amerykańskie działania ingerują w wewnętrzne sprawy Chin, naruszając tym samym normy prawa międzynarodowego. Podkreślił także, że Chiny podejmą zdecydowane działania, mające na celu ochronę praw i interesów swoich przedsiębiorców.

Zaledwie dzień po wyraźnym sprzeciwie Pekinu wobec amerykańskich sankcji minister spraw zagranicznych Filipin – Teodoro Locsin, w wywiadzie dla CNN Filipiny poinformował, że będzie rekomendował zerwanie współpracy z chińskimi firmami wpisanymi na „czarną listę”, jeżeli biorą udział w jakichkolwiek przedsięwzięciach realizowanych na terytorium państwa. Nie odniósł się jednak do żadnego konkretnego projektu, jak na przykład budowa portu lotniczego Sangley na południe od Manilii o wartości 10 mld USD, w której bierze udział firma China Communications Construction. Swoje wątpliwości odnośnie chińskich inwestycji wyraziła także Krajowa Federacja Małych Organizacji Rybackich na Filipinach (Pamalakaya), której zdaniem przedsięwzięcia realizowane przez chińskie firmy budowlane, takie jak lotnisko Sangley, uniemożliwiają prowadzenie połowów, a także zagrażają środowisku naturalnemu i suwerenności państwa.

Przyjęcie strategii proponowanej przez ministra spraw zagranicznych pozwoliłoby Filipinom wywieranie presji na Pekinie, zwłaszcza w kontekście przyszłości projektów infrastrukturalnych realizowanych w ramach Morskiego Jedwabnego Szlak, w którym Morze Południowochińskie oraz państwa Azji Południowo-Wschodniej odgrywają fundamentalną rolę. Żeby strategia odniosła skutek musiałaby być jednak skoordynowana przez co najmniej kilka – a najlepiej przez wszystkie – państwa ASEAN. Osiągnięcie jednomyślności w ramach stowarzyszenia było trudne w okresach względnej stabilności, a w obliczu światowej pandemii koronawirusa i wynikającego z niej kryzysu gospodarczego staje się niemal niemożliwe. Sytuacja epidemiologiczna w każdym z państw ASEAN jest inna, a w przypadku Filipin stała się krytyczna, ponieważ liczba zakażonych COVID-19 jest już większa niż w Indonezji. Nie powinna zatem dziwić decyzja prezydenta Rodrigo Duterte, który kategorycznie zaprzeczył, aby jakiekolwiek projekty realizowane przez chińskie firmy były wstrzymane. Ze stanowiskiem prezydenta nie zgodziła się opozycyjna senator Risa Hontiveros, która wniosła do Senatu wniosek o wszczęcie postępowania, mającego na celu zbadanie wszystkich projektów infrastrukturalnych, gdzie dochodzi do współpracy filipińskich firm z chińskimi przedsiębiorstwami wpisanymi na „czarną listę”. Jej zdaniem militaryzacja sztucznych wysp stanowi bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, ponieważ to właśnie z tych wysp wypływają statki, które później naruszają wody wyłącznej strefy ekonomicznej Filipin i ograniczają swobodę żeglugi rybakom.

Na decyzję prezydenta najprawdopodobniej miało wpływ wiele czynników, począwszy od możliwości wstrzymania chińskiej pomocy epidemiologicznej (Xi Jinping obiecał m.in. przekazanie szczepionki na COVID-19 zaraz po jej opracowaniu przez chińskich naukowców), przez sankcje na filipińskie firmy, aż do zwiększenia oburzenia społecznego przez niedotrzymanie swoich obietnic wyborczych, gdzie rozbudowa infrastruktury kraju w ramach programu „Build, Build, Build” była jednym z głównych punktów. Według rządowych danych firma China Communications Construction nie jest zaangażowana tylko w budowę lotniska Sangley, ale podpisała również protokoły ustaleń w sprawie pięciu innych projektów o charakterze lokalnym w takich miastach jak Davao czy Cebu.

Ponadto rzecznik prezydenta – Harry Roque, oświadczył, że Filipiny nie są wasalem obcych państw, dlatego rząd będzie dążył do zabezpieczenia narodowych interesów. Użycie takiego argumentu przez filipińskich decydentów z pewnością ma pokazać obywatelom siłę i niezależność obecnego rządu w dobie kryzysu epidemiologicznego, ale w oczach obiektywnych obserwatorów wygląda na rażący brak konsekwencji. Podczas gdy Manila wkłada dużo wysiłków, żeby odciąć się od swojej kolonialnej historii i amerykańskich wpływów, bardzo często stawia się w pozycji „klienta” Pekinu. Jak każde średnie mocarstwo jest uzależnione od wpływów takich państw jak Stany Zjednoczone czy Chiny, dlatego powinno zintensyfikować swoją aktywność w różnego rodzaju multilateralnych formatach. Nie mniej jednak pandemia koronawirusa obnażyła niewydolność wielu organizacji międzynarodowych – czego najlepszym przykładem jest Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) – oraz niedoskonałości obecnego ładu międzynarodowego.

W takich okolicznościach średnie mocarstwa pokroju Filipin są zmuszone do balansowania pomiędzy mocarstwami, co może zapobiec wybuchowi gorącego konfliktu. Nie mniej jednak Waszyngton zintensyfikował w ostatnim czasie swoje starania, mające na celu umocnienie swojej pozycji w regionie. Widać to chociażby na przykładzie Czterostronnego Dialogu w dziedzinie Bezpieczeństwa (Quad), który zgodnie z zapowiedziami zastępcy sekretarza stanu USA (Stephen Biegun) ma zostać bardziej sformalizowany, co będzie jednym z głównych tematów spotkania ministerialnego, zapowiedzianego na koniec września bieżącego roku. Wszystko wskazuje na to, że Waszyngton chce wykorzystać ostatnie antagonizmy na linii Nowe Delhi-Pekin, będące wynikiem potyczek granicznych do większego zaangażowania się Indii w współpracę w ramach Quad. Do tej pory Indie zaciekle walczyły, aby zachować swój neutralny status, ale wciąż rosnąca asertywność Chin „wpycha” Indie w stronę antychińskiego sojuszu pod wodzą Stanów Zjednoczonych. Sama zapowiedź wzmocnienia tego czterostronnego mechanizmu współpracy przyczyniła się do powstawania kolejnych pomysłów na podobne inicjatywy. Albowiem jeszcze we wrześniu mają się rozpocząć rozmowy ministrów spraw zagranicznych Indii, Indonezji i Australii na temat zacieśnieniu współpracy trójstronnej, zorientowanej na równoważenie rosnących wpływów Chin w regionie. Jednym z punktów dyskusji ma być perspektywa wspólnych ćwiczeń wojskowych. Indonezja, tak samo jak Indie, odczuła w ostatnim czasie rosnącą potęgę morską Pekinu u wybrzeży Wysp Natuna na Morzu Południowochińskim. Wzrost antychińskich nastrojów w regionie ułatwi Stanom Zjednoczonym wzmacnianie swoich sojuszy, co w konsekwencji może postawić rząd ChRL pod ścianą. KPCh nie może sobie pozwolić na „utratę twarzy” na arenie międzynarodowej, ponieważ będzie to jednoznaczne z podważeniem legitymizacji władzy w polityce wewnętrznej. W związku z tym w najbliższej przyszłości będziemy świadkami intensyfikacji zabiegów dyplomatycznych, mających na celu pozyskiwanie sojuszników. Zarówno Chiny jak i Stany Zjednoczone będą musiały przedstawić atrakcyjne formy współpracy i rozszerzać swoje strefy wpływów, a najbardziej zaciekła walka będzie toczyła się o średnie mocarstwa, ponieważ są skłonne do udziału w wielostronnych sojuszach i mają relatywnie dużą siłę oddziaływania w środowisku międzynarodowym.