O nieskuteczności polityki ASEAN w zarządzaniu sporem na Morzu Południowochińskim najlepiej świadczą wydarzenia, do których doszło zaraz po zakończeniu szczytu. Dzień po zakończeniu wideokonferencji szefów rządów państw ASEAN, Administracja Bezpieczeństwa Morskiego Chińskiej Republiki Ludowej w prowincji Hainan zapowiedziała manewry marynarki wojennej w pobliżu Wysp Paracele (będących przedmiotem sporu pomiędzy ChRL, Wietnamem i Tajwanem). Oprócz jednostek wojskowych w ćwiczeniach wzięły również statki straży przybrzeżnej oraz milicji morskiej pod dowództwem Centralnej Komisji Wojskowej, co było możliwe dzięki ostatnim zmianom prawnym zatwierdzonym przez Stały Komitet OZPL. Dzień po rozpoczęciu ćwiczeń swój sprzeciw zgłosiły zarówno Filipiny jak i Wietnam. Minister obrony Filipin Delfin Lorenzana określił manewry ChRL w pobliżu spornych terytoriów działaniami „wysoce prowokacyjnymi”. Choć Manila nie zgłasza żadnych roszczeń do archipelagu Paracele, to jednoznaczna dezaprobata dla realizacji ćwiczeń wojskowych poza obszarem własnych wód terytorialnych, ma prowadzić do zapobiegnięcia w przyszłości podobnym działaniom ze strony Chin w pobliżu Wysp Spratly. Z kolei ministerstwo spraw zagranicznych Wietnamu wprost zarzuciło rządowi ChRL pogwałcenie suwerenności kraju, które może negatywnie wpłynąć na przyszłość relacji Pekin-ASEAN.
Do krytyki chińskich manewrów dołączyły także Stany Zjednoczone. Departament Obrony wydał 2 lipca oświadczenie, w którym wyrażono obawy, iż ćwiczenia na spornym obszarze Morza Południowochińskiego zaprzepaszczą wszelkie dotychczasowe wysiłki nakierowane na zmniejszenie napięć i wzmocnienie stabilności regionu. Zarzuca się również Pekinowi pogwałcenie zobowiązań zawartych w deklaracji o postępowaniu stron w sporze na Morzu Południowochińskim z 2002 roku. Przede wszystkim punkt mówiący o powstrzymaniu się od działań mogących prowadzić do komplikacji lub eskalacji sporu. Niedługo po publikacji oświadczenia przez amerykański Departament Obrony, dwa lotniskowce USS Nimitz oraz USS Ronald Reagan oraz cztery inne jednostki bojowe zostały wysłane na Morze Południowochińskie w celu przeprowadzenia ćwiczeń, których celem było pokazanie „wsparcia koncepcji wolnego i otwartego Indo-Pacyfiku” jak i „wysłanie sygnału sojusznikom z tego obszaru o gotowości Stanów Zjednoczonych do ochrony bezpieczeństwa oraz stabilności regionu”. Choć w oficjalnych wypowiedziach dowódcy lotniskowców zaprzeczyli, jakoby ich obecność na Morzu Południowochińskim była bezpośrednią odpowiedzią na chińskie ćwiczenia, to z pewnością w taki sposób zostało to odebrane przez Pekin. Rzecznik ministerstwa obrony ChRL Ren Guoqiang w oficjalnym oświadczeniu podważył zasadność oskarżeń amerykańskiego Departamentu Obrony. Podkreślił, że ćwiczenia w pobliżu Wysp Spratly są elementem corocznych ćwiczeń, mających na celu zwiększanie zdolności obronnych marynarki wojennej, zabezpieczenie suwerenności i bezpieczeństwa narodowego oraz utrzymanie pokoju i stabilności w regionie. Krytyce poddano z kolei amerykańską aktywność w regionie, która zdaniem ministerstwa prowadzi do militaryzacji spornego obszaru, a także ma przyczynić się do pogorszenia relacji Chin z sąsiadującymi państwami.
Do narracji chińskiego ministerstwa obrony dołączył się starszy pułkownik (chin. daxiao 大校) marynarki wojennej Zhang Junshe w komentarzu dla „People’s Liberation Army Daily”, w którym oskarżył Stany Zjednoczone o prowokacyjne działania ukierunkowane na destabilizację sytuacji na Morzu Południowochińskim. Jego zdaniem Waszyngton stosuje podwójne standardy podważając prawo Chin do przeprowadzania ćwiczeń militarnych w pobliżu swoich wybrzeży, podczas gdy amerykańskie okręty organizują manewry w regionie znacznie oddalonym od własnego terytorium.
Stanowisko Stanów Zjednoczonych wobec sporu terytorialnego na Morzu Południowochińskim zostało wyraźnie przedstawione podczas 10. dorocznej konferencji poświęconej tej właśnie tematyce, zorganizowanej przez Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS). Wypowiedział się w niej między innymi David Stilwell, pełniący funkcję zastępca sekretarza stanu w Departamencie Stanu ds. Azji Wschodniej i Pacyfiku. Podkreślił między innymi, że wyrok trybunału z 2016 roku jednoznacznie podważa chińskie roszczenia na podstawie UNLCOS i zdaniem Waszyngtonu, Pekin powinien się podporządkować orzeczeniu. Na tej podstawie można wywnioskować, że amerykańska administracja będzie zachęcała państwa regionu, aby stanowczo zaczęły powoływać się na wyrok trybunału, ponieważ uzyskają silne poparcie z Waszyngtonu. Silna presja w sferze podporządkowania się prawu międzynarodowemu, połączona z coraz większą obecnością amerykańskiej floty w pobliżu spornych obszarów (lotniskowce USS Nimitz oraz USS Ronald Reagan powróciły na Morze Południowochińskie 17 lipca) jest mocnym sygnałem dla państw Azji Południowo-Wschodniej, że Stany Zjednoczone nie dopuszczą do kolejnych ustępstw w sprawie sporu terytorialnego na korzyść Chin.
W związku z narastającym konfliktem z ChRL w interesie ASEAN powinno być jak najszybsze rozwiązanie sporów terytorialnych na drodze konsultacji i wypracowania konsensusu. Choć proces negocjacji nad Kodeksem Postępowania jest w toku, to należy zwrócić uwagę, że od początku 2020 roku nie odbyło się żadne spotkanie w tej sprawie z powodu zagrożenia epidemiologicznego ze strony pandemii COVID-19. Inne możliwości rozwiązania sporu, takie jak wniesienie pozwu do Stałego Trybunału Arbitrażowego w Hadze również nie gwarantują rozstrzygnięcia. 12 lipca minęła czwarta rocznica orzeczenia trybunału w sprawie sporu terytorialnego złożonego przez administrację ówczesnego prezydenta Filipin Benigno Aquino III w 2013 roku przeciwko Chinom. Mimo korzystnego dla Filipin wyroku sytuacja na Morzu Południowochińskim nie uległa zmianie, ponieważ chiński rząd odmówił podporządkowania się decyzji trybunału. Ministerstwo spraw zagranicznych Filipin wykorzystało rocznicę do wezwania Pekinu w specjalnym oświadczeniu do podporządkowania się wyrokowi wydanemu w oparciu o UNLCOS. Niemniej jednak chińska ambasada w Manili kolejny raz powtórzyła oficjalne stanowisko Pekinu w tej sprawie, zgodnie z którym orzeczenie jest nielegalne, a co za tym idzie nieważne.
Napięcie pomiędzy Pekinem i Waszyngtonem będzie najprawdopodobniej cały czas rosnąć, a to wszystko za sprawą wciąż dużego przyrostu dziennego zakażeń koronawirusem w Stanach Zjednoczonych z jednej strony, a z drugiej zbliżającymi się nieuchronnie wyborami prezydenckimi w listopadzie bieżącego roku. Temat zagrożenia ze strony Chin jest i będzie jednym z głównych aż do końca kampanii wyborczej, co zwiastuje jeszcze większe zaostrzenie retoryki zarówno ze strony Republikanów jak i Demokratów. Wszystko zatem wskazuje na to, że państwa Azji Południowo-Wschodniej nie tylko będą musiały radzić sobie z negatywnymi skutkami pandemii, ale jednocześnie będą zmuszone do pilnej obserwacji rywalizacji mocarstw, która będzie się rozgrywać na ich oczach, między innymi w regionie Morza Południowochińskiego. Nie jest to jednak dobra wiadomość, bo jak wiemy „gdzie walczą słonie tam trawa cierpi najbardziej”.