FocusOSA #148: Relacje Niemcy-Chiny

Okres walki z pandemią koronawirusa przynosi ciekawe dyskusje na temat odpowiedzialności za jej wybuch i rozprzestrzenianie się. Znane są ostre wypowiedzi w tej sprawie m.in. przywódców Stanów Zjednoczonych i Brazylii, którzy oskarżają Chiny o ukrywanie skali zdrowotnej katastrofy, zwlekanie z przekazywaniem informacji do Światowej Organizacji Zdrowia, tuszowanie przypadków zakażeń czy wręcz celowe prowokowanie rozprzestrzeniania choroby by czerpać z niej gospodarcze korzyści.

Joanna Ciesielska-Klikowska

W Niemczech takie wypowiedzi należą do rzadkości, choć wśród opinii publicznej nie brakuje spiskowych teorii wskazujących, że to Komunistyczna Partia Chin jest bezpośrednio odpowiedzialna za tysiące śmierci i nieszczęście wielu ludzi, za globalny chaos i upadek gospodarki. Wskazuje się także, że liderzy ChRL wiedzieli o potencjalnej epidemii znacznie wcześniej niż się do tego przyznają, lecz próbowali wyciszyć informacje by nie zniszczyć pozytywnego wizerunku kraju, który doskonale radzi sobie z wszelkimi trudnościami.

Sami politycy z Berlina są dość wstrzemięźliwi w swoich ocenach chińskiej odpowiedzialności za  rozprzestrzenianie wirusa SARS-CoV-2. Niemcy są znani z bardzo dyplomatycznego podejścia względem ChRL i starają się zwykle łagodzić nastroje oraz tłumaczyć zachowania władz w Pekinie. Jednak ostatnie dni pokazują, że dobrotliwe podejście działa à rebours i wzmaga chińską aktywność w Niemczech, co z kolei wywołuje silną krytykę ze strony mediów.

Według najnowszego raportu Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (Bundesamt für Verfassungsschutz, BfV), Chiny próbują wykorzystać kryzys związany z pandemią, aby na nowo nakreślić swoją pozycję na arenie międzynarodowej. By zrealizować to dążenie, ChRL chce wykorzystać swoich „lobbystów” w Niemczech. BfV zarejestrował zwiększoną politykę informacyjną i propagandową chińskich urzędników, której celem jest zakwestionowanie roli Chin jako kraju pochodzenia wirusa, a uwypuklenie roli tego państwa jako dostawcy usług dla krajów zachodnich „w celu przedstawienia Chińskiej Republiki Ludowej jako wiarygodnego partnera i ostrożnego menedżera w kryzysie”.

Kluczową rolę w tej informacyjnej grze odgrywają nowe media, przede wszystkim Twitter, który stał się jednym z ulubionych serwisów społecznościowych chińskich dyplomatów poza granicami ChRL. Tylko w zeszłym roku ponad 30 chińskich dyplomatów, ambasad i konsulatów otworzyło kanały na Twitterze, w tym chińska ambasada w Berlinie. 9 kwietnia br. ambasada opublikowała wpis, zaczynający się od patetycznych słów „razem piszemy bajkę o spójności w trudnych czasach”, w którym chwaliła się, że Taizhou (prowincja Zhejiang), miasto partnerskie dla niemieckiego Hanau w Hesji dostarczy do tamtejszej kliniki wsparcie w postaci 20.000 respiratorów. Jednocześnie kilka dni wcześniej, 1 kwietnia, misja dyplomatyczna opublikowała karykaturę, która sugerowała, że ​​zachodnie media celowo przekazują fałszywy wizerunek Chin. Obrazki takie publikowane są zresztą często przez chińskie prorządowe środki masowego przekazu.

To nie pierwszy raz, gdy chińscy przedstawiciele próbują wpłynąć na niemieckich polityków. Federalny Urząd Ochrony Konstytucji w Nadrenii Północnej-Westfalii informował w 2018 r. o „licznych próbach kontaktu” z pracownikami ministerstw i władz tego najbogatszego niemieckiego kraju związkowego. Obecnie wiadomo również, że chińskie służby zwracały się do niemieckich posłów, dyplomatów i urzędników państwowych w 2017 r. m.in. za pośrednictwem serwisu LinkedIn. Nawiasem mówiąc, to ambasador Chin w Berlinie, Wu Ken, osobiście groził w ubiegłym roku niemieckiemu rządowi konsekwencjami, jeśli chińska grupa technologiczna Huawei zostanie wyłączona z budowy sieci 5G w Niemczech.

Chiny są zdeterminowane, by przekonać zachodnią opinię publiczną, w tym i polityków, do pozytywnego postrzegania chińskiej roli w opanowywaniu międzynarodowej pandemii. Prowadzona w ostatnich czasach „dyplomacja maseczkowa” przynosi jednak często skutki odwrotne do zaplanowanych i wzbudza wiele kontrowersji, choćby w odniesieniu do realnych kosztów i jakości chińskiej pomocy. Tym gorliwiej więc chińska ambasada w Berlinie publicznie zaprzeczyła raportowi BfV i mówiła o „fałszywych”, a nawet „nieodpowiedzialnych” zarzutach ze strony RFN. W odpowiedzi na zapytanie w tej sprawie znanej obrończyni praw człowieka Margarete Bause z partii Zielonych, rząd federalny wyraźnie potwierdził, iż próby inwigilacji niemieckich polityków miały miejsce w ostatnim czasie. Kontaktowano się między innymi z urzędnikami i pracownikami ministerstw federalnych, w tym i niemieckiego MSZ. Próby te miały na celu „wygenerowania pozytywnych publicznych oświadczeń na temat zarządzania koronawirusem w Chińskiej Republice Ludowej”.

Jednak rząd federalny oznajmił, że ​​nie odpowiedział na „wezwania do zdecydowanie pozytywnego spojrzenia na rolę Chin”, ponieważ „z punktu widzenia rządu federalnego polityczna transparentność odgrywa kluczową rolę w skutecznym zwalczaniu pandemii”. Mimo wszystko rząd kanclerz Merkel tradycyjnie stara się nie antagonizować ChRL i w oficjalnym dyskursie pochwala wysiłki zmierzające do powstrzymania wirusa. Rzecznik rządu Steffen Seibert podkreśla ponadto, że „Berlin pozostaje w ścisłym kontakcie z Pekinem w kontekście kompleksowego partnerstwa strategicznego między oboma państwami”. Faktycznie chiński ambasador w Niemczech do tej pory nie został wezwany ws. wyjaśnienia kwestii szerzenia chińskiej propagandy w RFN.

To podejście powoduje niezadowolenie w Bundestagu, a próby wpłynięcia na Chiny były już omawiane w Komisji ds. pomocy humanitarnej. Jej członkini, wspomniana już Margarete Bause wyraźnie podkreślała w swoich wypowiedziach, że niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a szerzej cały rząd, są de facto bezsilne wobec Chin. Bause twierdzi, że „rząd federalny nie jest nawet przygotowany do zajęcia wyraźnego stanowiska przeciwko próbom wywierania wpływu na Pekin”, choć Europejska Służba Działań Zewnętrznych wyraźnie wymienia Chiny wśród krajów, które odpowiadają za realizację kampanii dezinformacyjnej i szerzenie teorii spiskowych w związku z pandemią.

Tymczasem wiceprzewodniczący grupy parlamentarnej FDP, Stephan Thomae, wskazuje jasno: „Po tygodniach, gdy Chiny ukrywały i maskowały wybuch epidemii w Wuhan, chińscy urzędnicy starają się teraz sprawiać wrażenie, że autorytarny chiński system jest lepszy w zarządzaniu kryzysowym, niż liberalne demokracje Zachodu”. W rzeczywistości chiński system usiłował, poprzez surowe represje wobec własnej populacji, opanować konsekwencje swojej porażki. Thomae utrzymuje więc: „Biorąc pod uwagę zachowanie dezinformacyjne Chińczyków, można wątpić, czy to się udało”.

Sytuację podgrzewa dodatkowo niemiecka prasa, przede wszystkim tabloid Bild, który prowadzi jawnie antychińską kampanię. 15 kwietnia najpoczytniejsza niemiecka i europejska bulwarówka  (3,3 mln nakładu) obciążyła Pekin „rachunkiem” w wysokości 149 mld euro za szkody wyrządzone RFN poprzez pandemię koronawirusa. W artykule zatytułowanym „To, co Chiny są nam już teraz winne”, gazeta sporządziła „fakturę” za szkody spowodowane pandemią. Lista obejmowała 24 mld euro utraconych dochodów z turystyki (od marca do kwietnia), 1 mln euro za każdą godzinę kosztów dla linii lotniczej Lufthansa, 7,2 mld euro strat dla niemieckiego przemysłu filmowego i 50 mld euro utraconych zysków dla niemieckich małych przedsiębiorstw. Gazeta oszacowała ponadto, że pandemia spowoduje spadek niemieckiego PKB o 4,2%. Jak wyliczono, oznacza to stratę 1.784 euro na obywatela.

Oburzona artykułem rzeczniczka chińskiej ambasady, Tao Lili, wystosowała oficjalne pismo, w którym starała się odeprzeć postawione zarzuty. Rzeczniczka oskarżyła gazetę o ksenofobię oraz brak dziennikarskiej rzetelności i uczciwości, jednocześnie wskazując, że osoby które oskarżają Chiny o rozprzestrzenianie choroby chcą „odwrócić uwagę od własnych niepowodzeń i słabości”. 

Na replikę redaktora naczelnego bulwarówki nie trzeba było długo czekać. W odpowiedzi na pismo Tao Lili, Julian Reichelt skierował list otwarty do przewodniczącego Xi Jinpinga. W agresywnym tonie Reichelt zarzucił liderowi KPCh, że choć Chiny prowadzą ścisły nadzór nad swoimi obywatelami, to nie udało im się zachować kontroli nad rynkami gdzie sprzedaje się dzikie zwierzęta. Kwestionował także, w jaki sposób Chiny mogą utrzymać twarde ograniczenia wobec więźniów politycznych, zachowując przy tym daleko idącą nieostrożność w zakresie standardów bezpieczeństwa w laboratorium wirusologicznym w Wuhan. Ponadto prowadzoną obecnie „dyplomację maseczkową” Reichelt nazwał „koniem trojańskim Chińczyków dla świata”. List zakończony został oskarżeniem pod adresem przewodniczącego Xi: „Chiny są znane jako państwo nadzoru, które zaraziło świat śmiertelną chorobą. To jest twoja spuścizna polityczna.”

Szereg opisanych wyżej zdarzeń przynieść może niespodziewany zwrot w relacjach niemiecko-chińskich, gdyż od dawna żaden z wpływowych uczestników życia publicznego nie zarzucał Chinom tak daleko idących manipulacji i przekłamań. I choć koła rządowe łagodzą sytuację – a starał się to robić m.in. szef dyplomacji Heiko Maas, który także w wywiadzie dla Bilda przekonywał, że jest wiele pytań na które nie ma na razie odpowiedzi, ale ze stroną chińską trwa konstruktywny dialog i nie ma potrzeby „podgrzewać atmosfery” – to jednak oskarżenia wobec Chin stoją na porządku dziennym. Przed zaplanowaną na drugą połowę roku niemiecką prezydencją w Radzie UE stoi więc trudne wyzwanie – jak mieć ciastko i zjeść ciastko?