Jednak wizyta amerykańskiego wiceprezydenta Mike’a Pence’a na początku września i podpisanie z premierem Mateuszem Morawieckim deklaracji w sprawie warunków wyboru dostawy sieci 5G – w praktyce eliminujące z polskiego rynku koncern Huawei – wskazuje, że w rozgrywce amerykańsko-chińskiej polski rząd gra na razie jednoznacznie po stronie USA, a współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa jest nadrzędnym priorytetem władz RP. Taka percepcja polityki RP jest również odczuwalna w rozmowach z przeciętnymi Chińczykami – którzy, jak np. taksówkarze w Szanghaju – wskazują Stany Zjednoczone jako patronujące ostatnim decyzjom Polski. Z drugiej strony zaledwie dzień po podpisaniu deklaracji w sprawie 5G, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Marcin Cichy wysłał całkowicie sprzeczny sygnał w tej sprawie. W trakcie Forum Ekonomicznego w Krynicy zadeklarował, że wykluczenie jakiejkolwiek firmy z przetargu jest mało prawdopodobne, ponieważ to rozwiązanie za drogie (koszty spadną na użytkowników), a polskie władze same powinny zadbać o należyte monitorowanie i bezpieczeństwo sieci. Takie ujęcie sprawy świadczy albo o niekonsekwencji władz RP i braku synergii w działaniach administracji państwowej, albo – choć czysto hipotetycznie – za element gry negocjacyjnej polskiego rządu.
W tym kontekście warto odnotować fakt, że na początku lipca porozumienie w sprawie dalszego rozwoju współpracy z Huawei podpisał rząd Węgier, co potwierdza, że polityka zagraniczna Budapesztu i Warszawy wobec wielkich mocarstw jest biegunowo odmienna. Co więcej stanowisko ministerstwa gospodarki Niemiec w sprawie współpracy z Huawei jest coraz bardziej koncyliacyjne, wskazując, że gospodarcza współzależność Berlina i Pekinu może przełożyć się na decyzje strategiczne – idące wbrew działaniom administracji Donalda Trumpa. Ponieważ polska gospodarka (podobnie jak całej Grupy Wyszehradzkiej) jest w decydujący sposób zależna od kondycji ekonomicznej Niemiec, może to prowadzić do (dalszego) ograniczenia podmiotowości w polskiej polityce zagranicznej, zarówno w ramach UE, jak i perspektywie stosunków z Chinami, które stały się funkcją stanu relacji między Pekinem i Waszyngtonem. W tej sytuacji można założyć, że stanowisko Polski wobec Chin mogłoby ulec zmianie wraz z napływem dużych inwestycji z Państwa Środka. Rozczarowanie ich brakiem oraz niezadowolenie z rosnącego deficytu w handlu dwustronnym, polskie władze otwarcie komunikują stronie chińskiej od dłuższego czasu. Za pozytywną zmianę w tym względzie należy uznać decyzję grupy finansowej NeoInvestments, która we współpracy z chińską firmą China Sinogy Electric Engineering ogłosiła na początku września, że wybuduje w Wielkopolsce elektrownię fotowoltaiczną o mocy 600 megawatów – największą w Europie Środkowo-Wschodniej i jedną z większych na całym kontynencie europejskim. Dla porównania warto zwrócić uwagę, że w czerwcu br. China National Machinery Import and Export Corporation rozpoczęła w węgierskim Kaposvár budowę farmy solarnej o mocy 100 megawatów, a więc sześciokrotnie mniejszej od instalacji planowanej w Polsce. Wartość inwestycji na Węgrzech, przedstawianej jako największa elektrownia PV w regionie EŚW wynosi 32 mld HUF (430 mln PLN). Choć w przypadku farmy fotowoltaicznej w Wielkopolsce danych finansowych na razie nie przedstawiono, to można założyć, że jej realizacja przyczyni się wyraźnie do zwiększenia wolumenu chińskich inwestycji w Polsce.
W okresie letnim temperatury nabrały również relacje czesko-chińskie, zaognione wokół postawy burmistrza Pragi Zdenka Hřiba. Sednem sporu jest zapis o polityce „jednych Chin” i Tajwanie jako nieodłącznej części Chin w umowie o partnerstwie miast między Pragą i Pekinem, którą w 2016 roku zawarła poprzednia burmistrz Adriana Krnáčová. Chociaż premier Andrej Babiš, jak i szef MSZ Tomáš Petříček nie odżegnują się od polityki „jednych Chin”, to jednocześnie powstrzymują się od krytyki działań Hřiba, przywołując zasadę autonomii samorządów w państwach demokratycznych. Natomiast stanowisko władz stołecznego ratusza potępiają – jak można było się tego spodziewać – najbardziej prochińskie ośrodki na czeskiej scenie politycznej: kancelaria prezydenta Zemana oraz lider Komunistycznej Partii Czech i Moraw Vojtěch Filip. Oliwy do ognia dodał fakt, że w ramach retorsji ministerstwo kultury ChRL odwołało kilka wydarzeń kulturalnych z udziałem Czechów, w tym tournée praskich filharmoników (PKF) po Chinach. W konsekwencji nowo mianowany minister kultury Lubomír Zaorálek zakomunikował chińskiemu ambasadorowi, że jeśli Pekin nie zmieni postawy, współpraca kulturalna zostanie całkowicie wstrzymana. Słowa te wybrzmiewają tym mocniej, że Zaorálek pełniąc funkcję szefa czeskiego MSZ ogłosił w 2014 roku w Pekinie nowe otwarcie i ekonomizację stosunków dwustronnych. Jednak w Czechach, podobnie jak w Polsce pokładane od co najmniej 2012 roku, to jest instytucjonalizacji formatu „16+1”, nadzieje na intensyfikację współpracy gospodarczej nie przyniosły spodziewanych korzyści; diametralnie zmieniała się również sytuacja międzynarodowa. W tej perspektywie Chiny będą obecnie koncentrować swoją regionalną uwagę na Węgrzech, Serbii i Grecji, demonstrując działanie dyplomacji ekonomicznej. Należy oczekiwać, że nowy rząd Kiriakosa Mitsotakisa w najbliższych tygodniach przyjmie inwestycję chińskiego COSCO na rozbudowę portu w Pireusie, która ma stworzyć 2500 stałych miejsc pracy i pochłonąć 800 mln EUR. To oferta nad którą żadne europejskie państwo nie przeszłoby obojętne.